Translate

środa, 25 grudnia 2013

Zostań,proszę.

Lydia wyjeżdża bo może, i nikt nigdy nie powstrzyma jej przed zrobieniem czegoś po swojemu.

Stiles wyjeżdża bo Lydia prosiła by pojechał z nią, bo są jedynymi bystrzakami wśród ich przyjaciół i dlatego, że Lydia chciała by ktoś kogo zna był tam z nią.

Wyjeżdża bo pamięta dotyk ust Dereka na jego szyi i ugryzienia od jego zębów wciąż palą jego skórę; w miejscach których nadal nie może przestać dotykać. Lecz potem przypominał sobie Dereka mówiącego ,że nie należy do stada, nigdy nie należał i że tam nie pasuje.

Wyjeżdża bo Lydia go o to prosiła, ale nie wróci do Beacon Hills bo nikt go o to nie prosi.

- -

Przez cały ten czas nie usłyszał nic od Scotta, Allison, Jackson'a, Isaac'a, Boyd'a czy Erici. Był tylko on i Lydia w Bostonie. Chodzący na zajęcia, dzielący ich małe lokum, imprezujący, śmiejący się, żyjący.

Zdarzyło się ,że Lydia raz po pijaku pocałowała Stiles'a. I to było wszystkim czego pragnął gdy był niewinnym i głupim szesnastolatkiem, a teraz, gdy się od siebie oderwali; Stiles równie pijany śmiał się i śmiał i śmiał gapiąc się w sufit. To Lydia zawinęła się wokół jego boku śmiejąc się równie mocno.

"Jesteśmy tak bardzo samotni" Rzekła po jakimś czasie. "Chcę tylko by ktoś znów mnie pokochał."

Bo Jackson kochał Lydię, a Lydia kochała Jacksona. To coś co ich ocaliło, mimo wszystko; Lydia nigdy nie miała czasu na pierdoły,które Jackson lubił wyciągać na wierzch. To właśnie był ich punkt zapalny, nawet gdy byli jeszcze kochającą się parą. Lydia wybrała swą przyszłość od Jacksona i Stiles jej za to nie winił. W końcu on sam wybrał przyszłość od Scotta, Dereka czy jakiegokolwiek innego wilkołaka którego spotkał. W ostatnim roku collage'u wilkołaki, kanimy i zmartwychwstali wujkowie byli jak przetarte wspomnienia, jak bajki które mógł stworzyć.

I to całkiem wporządku ,bo nie boli już wspomnienie o pustych oczach Dereka gdy odwrócił sie i kazał mu iść, albo sposób w jaki Scott odpuścił mówiąc,że to dobrze pójść na studia na drugim wybrzeżu bo nie musi tłoczyć się wracając do domu.

Po uroczystości rozdania świadectw, Stiles był pewien ,że nie prędko wróci do Beacon Hills.

- -

Czasem o tym rozmawiają. O tym jak Lydia i Jackson bardzo sie kochali i nienawidzili jednocześnie. O tym jak czuli się gdy wszscy praktycznie wystawiali ich za drzwi. Stiles gadał po pijaku ,o tym że może Derek go kochał, że może nawet jesli Scott nie chciał by został, Derek mógłby tego chcieć.

Bo Stiles i Derek mieli siebie. Derek nie musiał mówićo rzeczach o których nie chciał i Stiles zawsze znał odpowiednią drogę by starszy poczuł się lepiej. Stiles mógł w kółko gadac o tym co mu przeszkadza a Derek zawsze wiedział co jest najistotniejsze i to poprawiał. Dobrze im było ze sobą. Stiles widział już przyszłość z Derekiem i właśnie wtedy Derek nie poprosił go by został. Nie powiedział ,że chce by Stiles został.

Czasem rozmawiali o tym jak Derek powiedział mu,że jest tylko człowiekiem; dlatego nie był tak naprawde częścią stada - mógł więc robić co chciał, nic go tam nie trzymało, był wolny. I Stiles żalił się jęczącym głosem "Tak bardzo pragnąłem być częściączegoś ." a Lydia mierzwiła jego włosy i kiwała głową zgadzając się z nim.

Derek powiedział mu by odszedł.

Więc to zrobił.

- -

Postanowili ukończyć studia w Bostonie.

Gdy Stiles je zaczynał, jego tata i rodzice Lydii przemierzyli cały kraj by zobaczyć tą dwójkę przechodzącą się po scenie. Stiles znał jej rodziców zanim stali się pyszni i obrzydliwie bogaci; oczywiście kochali i rozpieszczali swoją córkę ,traktując Stiles'a z łagodnym przymrużeniem oka.
Choć nadal zaskakiwali go dzwoniąc do niego i sprawdzając tym samym Lydię. Dawno temu oczekiwali od niej by była idealna, i Lydia mówiła mu,że te telefony to pozostałości po ich letniej terapii rodzinnej.
Stiles nic nie mówił, ale sądził,że to rozłąka i dzielące kilometry zrobiły z nich lepszych rodziców.

On i ojciec nie widywali się często. Szeryf wiedział,  że coś się stało. Coś o czym Stiles nigdy nie mówił, coś co trzymało go z dala od Beacon Hills. Nie rozumiał dlaczego syn pracował w każde letnie i zimowe wakacje spędzając je w Bostonie. Naciskał na niego oczekując odpowiedzi ,ale chłopak nigdy nie wydusił ani słowa.
Ich relacje nie były już takie jak te, przed pojawieniem się wilkołaków, przed Derekiem i ta jedyna rzecz przypominała mu ,że wszystkie te nadnaturalne wydarzenia miały miejsce.

To jest napięty, niekomfortowy związek z milionem błagań ze strony Szeryfa o powrót do domu własnego syna, i milion wyjaśnień że Stiles jest w domu, że Boston, apartament jego i Lydii są jego domem, że nie wróci do Beacon Hills.

Odsunęli to daleko od siebie; mocno się przytulając Szeryf mówił mu jak bardzo jest dumny z syna, z tego dokąd dotarł, z jego planów.

"Twoja mama byłaby dumna" Rzekł zamierając i Stiles zdusił cisnący się mu przez gardło krzyk . Uśmiechnął się gorzko do swego taty i powiedział:

"Zjedzmy coś ,zanim panstwo Martin zaserwują nam jedno z tych swoich wiekowych win."

Lydia słysząc to sprzedała mu kuksańca śmiejąc się, nim oplotła go ramieniem i wyszli przed budynek audytorium szepcząc, śmiejąc się z rodzicami na ogonie.

Gdy Szeryf wyjeżdżał, chłopak stał na lotnisku nerwowo skopując nogami.

"Wiem że... Wiem że coś się stało Stiles. I wiem że dużo rzeczy sprawiło że Beacon Hills nie jest dla Ciebie upragnionym miejscem gdzie mógł byś znów żyć, ale nadal jest twoim domem. Nadal jest miejscem gdzie sie urodziłeś. To wciąż to samo miejsce. Więc jeśli zechcesz wrócić do domu, kiedykolwiek... Będę czekał,dobrze?"

Szeryf potarł dłonią kark i spojrzał na syna z twarzą pełną wahania, jakby oczekiwał że Stiles zacznie krzyczeć i będzie zły na niego ,że znów zaczyna ten temat.

Chłopak wzruszył ramionami. "Jasne" rzekł, zbyt zmęczony walką o to. I oczywiste ,że jego tata zauważył w tym kłamstwo ale nic nie powiedział. Przyciągnął go w swe ramiona po ostatni długi uścisk. A potem razem z rodzicami Lydii udał się w stronę odprawy.

Dziewczyna ułożyła głowę na ramieniu Stiles'a i westchnęła. Młody zaplótł rękę wokół jej talii i złożył pocałunek na czubku jej głowy. Wyszli z lotniska razem, ramie w ramie zamyśleni i w jakimś stopniu szczęśliwi.

- -

Zaproszenie przyszło pocztą , odręcznie zaadresowane do Pana Stilinskiego i Pani Martin.Stiles wyciągnął z koperty tłoczoną ozdobną kartę. Allison McCall - przeczytał pochmurniejąc, a potem wcisnął ją spowrotem do koperty zostawiając na komodzie w drodze do swojego pokoju.

Kilka godzin później Lydia poprosiła go do kuchni. W dłoniach obracała zaproszenie gapiąc się na niego z uniesioną brwią.
"Organizują imprezę na piątą rocznicę." Powiedziała stanowczo

"Dobrze że nie robią tego co roku."

"Gwiazdka na dole mówi Ku czci przetrwania pięciu lat razem"

"Nie sądzę by mieli na myśli małżeństwo" Rzekł Stiles i Lydia wykrzywiła twarz w grymasie.

Po chwili, szum kuchennej lampy nad ich głowami jakimś cudem pocieszył Stiles'a ; gdy oparł się tyłkiem o blat krzyżując ręce na piersi, oboje wpatrywali się w fantazyjne zaproszenie.

"Nie byliśmy na ich ślubie." odezwała się nagle dziewczyna.

"Odmówiłem Scottowi gdy prosił mnie bym został jego drużba, nie rozmawialiśmy od tamtej pory."

"Isaac nim został" Odpowiedziała przesuwając palce po napisie na przodzie "Erica była druhną Allison. Zapytała mnie ,ale odmówiłam."

"Tak" mówi, przypominając sobie w pamięci tamten okres ich życia, i cisza zapanowała ponownie miedzy nimi.
Później Lydia wyjęła kartę RSVP i wpisała ich oboje,zaznaczając krzyżykiem przybycie. Gdy podpisała adresem nadawcy małą powrotną kopertę, spojrzała na Stiles'a. Uniósł ze zdziwieniem brwi "Serio?"
Dziewczyna prychnęła. "Może poprostu... Jeśli postanowimy że nie chcemy, albo spóźnimy się na samolot..." Westchnęła kładąc kopertę do swojej torebki, by zostawić ją później na poczcie.

Stiles przetarł twarz nim udał się do salonu i opadł na kanapę gapiąc się pusto w telewizor przez chwilę, myśląc o wszystkich rzeczach które zostawił w Beacon Hills, myśląc o tym z czym będzie musiał się zmierzyć jeśli zechce przez to brnąć.

- -

Postanowili przez to przejść.

Lydia kupiła im bilety lotnicze w pierwszej klasie ,siedzieli w swych wielkich fotelach i gapili się w równie wielkie białe fotele przed nimi; do momentu gdy kobieta serwująca na pokładzie drinki zaproponowała im jednego. Stiles wypalił " Podwójną szkocką proszę." ściągając tym samym zdziwione spojrzenie Lydii, chodź może tylko przez chwilę nim sama zamówiła szklankę ketela z cytryną.

"Nie dotrzemy tam pijani. Jasne?" Warknęła ostrzegawczym i pewnym swego tonem. Kiedy samolot wylądował po pewnym czasie, Stiles czuł się całkiem szczęśliwy. A sposób w jaki Lydia stale chichotała gdy Stiles stroił głupkowate miny miało zbyt wiele wspólnego z krążącym w ich żyłach alkoholem, by przyznali się, że są pijani.

Opuścili samolot i w poczekalni natrafili na panią Martin wraz z Szeryfem. Cicho rozmawiali do momentu gdy ich oczy zauważyły znajome twarze.

"Oh synu" Szeryf odparł, kręcąc głową z zawiedzeniem. Stiles posłał mu pewny siebie uśmieszek nachylając się i klepiąc ochoczo ojca po plecach, a potem przytulił panią Martin.

"Mamo, Szeryfie" Lydia przerwała niezręczną ciszę witając się z nimi w tym samym momencie w którym Stiles wyciągnął na nią język i dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Powedrowali więc za swymi rodzicami do samochodu pijacko śmiejąc się z najmniejszej rzeczy.

"Ile wypiłeś synu?" spytał szeryf pomagając Stilesowi dotrzeć do domu,po tym jak Pani Martin zostawiła ich na chodniku.

"Wystarczająco bym nie był w stanie prowadzić" Zgodził się "Przez następne 24 godziny?Pierwsza klasa jest naprawde dobrym miejscem do podróżowania" Szeryf warknął ostrzegawczo.

"Połóżmy Cię do łóżka" Rzekł pomagając synowi wspiąć sie po schodach.

Gdy Stiles się przebudził głowa zbyt mocno mu pulsowała,lecz rozpoznał postać stojącą w rogu jego dziecinnego pokoju. Wypuścił ze świstem powietrze z ust i zacisnął ponownie oczy.

"Wiem ,że nie śpisz Stiles." Rzekł Derek

"Pierdol się" Dużo emocji czaiło sie za tymi słowami chodź Stiles tak naprawde miał na myśli interes starszego mężczyzny, ale Derek nigdy nie łapał dwuznaczności sytuacji i miał więcej problemów z nie przekraczaniem umówionych linii niż Stiles ,dlatego nie wyszedł.

"Stiles" Rzekł stanowczo.

"Serio, poprostu wyjdz" Stiles wyciągnął sobie spod głowy poduszkę i przycisnął do twarzy zmuszając się by nie krzyknął bo a] jeszcze bardziej zabolało go w skroniach i b] to dziecinne. Zupełnie jak pierwszoklasista. A Stiles jest nikim innym jak odpowiedzialnym ,dorosłym mężczyzną w tych dniach. Nie zmieni tego nawet ta feralna podróż samolotem.

"Wróciłeś"

Młody odsunął poduszkę z twarzy zezując oczyma na Dereka z niedowierzaniem. Hale patrzył na niego wyczekując..Czego właściwie?
"Taaaaakkk" rzekł wreszcie przeciągle."Wychodzi na to że wróciłem, ale dla Cb nie minęło chyba dużo czasu bo nadal myślisz ,że ładowanie się przez okno do mojego pokoju o każdej porze dnia jest wporządku"

Derek zmróżył oczy" Jest dziesiąta rano"

"Chyba nad ranem, bo jestem na kacu.To i tak nie jest dobra godzina do włamywania się na mój teren.Odpadam, i co ,teraz próbujesz ze mna pogadać?Albo próbujesz mnie wykorzystać?"Warknął

Derek wzdrygnął się na te słowa. Stiles chciał przeprosić, ale stwierdził że nie jest mu aż tak przykro, za to co powiedział w końcu to była prawda. "Idź już sobie" westchnął.

"Nie przyszedłem tu żeby- żeby- nie przyszedłem tu po to." Rzekł gorzko, krzyżując ręce na piersi. "Jestem tu by cię prosić byś nie włóczył się po lesie i nie pakował się w tarapaty kiedy tu jesteś."

"Wiesz" Wraknął podniesionym głosem" Zabawna rzecz której się nauczyłem gdy mnie ty nie było, zrozumiałem że nie chce mieć nic wspólnego z twoją wilczą błazenadą i uwierz mi lub nie, nie ma najmniejszych zapędów by narażać się dla stada którego nie jestem nawet częścią."

Oczy mężczyzny błysnęły czerwienią i żołądek Stilesa wywrócił fikołka struty od alkoholu.

Minęła chwila w pełnej napięcia ciszy nim Derek kiwnął zrozumiale głową i zniknął za oknem. Stiles przewrócił się na brzuch wrzeszcząc w poduszkę mimo że obiecał sobie, ze tego nie zrobi.

Obudziło go pukanie do drzwi i gdy otworzył oczy ujrzał wchodząca do pokoju Lydie.
"Upiłeś mnie" Wydęła wargi.

"Nie wlałem Ci wódki w gardło.Bylismy dwójka odpowiedzialnych dorosłych, pamiętasz?"

"Dzisiaj jest impreza Scotta i Allison." Zmieniła gładko temat podkopując kołdrę tak,by mogła wydzielić dla siebie trochę miejsca na łózku Stilinskiego.

"Zdenerwowana?" Spytał cicho,a dziewczyna prychnęła kręcąc głowa  Co oznaczało tylko jedno, niezaprzeczalne wielkie TAK.

"Przyszłam Cie ubrać .Wszyscy wiedza jak beznadziejnie wyglądasz kiedy nie wybiorę ci stroju" Wstała rzucając sie do nadal nie rozpakowanej walizki przy komodzie.

"To możliwe gdy wymieniłaś mi cala szafę w Bostonie i pakowałaś walizkę?" Spytał ciekawsko z rozbawieniem patrząc jak Lydia posyła mu spojrzenie mówiące "Nie-rób-sobie-ze-mnie-jaj."

Gdy wziął prysznic i ubrał sie w ciuchy które wybrała dla niego Lydia,zeszli na dol gdzie jego tata konsumował lunch przy kuchennym stole.

"Słuchaj" zaczął groźnie dźgając widelcem w kawałek salaty "Uwielbiam gdy moj syn odwiedza swoj dom po raz pierwszy od kilku lat i wychodzi schlany z samolotu.A potem przesypia pierwsze dwadzieścia cztery godziny."

"To nie byl najlepszy pomysł" Wyszeptał młody zaglądając do lodówki.

"To wcale nie byl pomysł. Co ci strzeliło do głowy?!"

"Może po prostu nie chce tu być." Odparł

"To po co przyjechałeś?"Szeryf krzyknął nie całkiem chcąc urzyc w ich rozmowie tego tonu. Stiles zamarł  wciaz trzymając karton mleka w połowie drogi do swoich ust. Gdy spojrzał na ojca, wyglądał na zszokowanego. Stiles spokojnie odłożył mleko w dol lodówki i zamknął łagodnie drzwi.

"Nie wiem" Zaczął drżącym z emocji głosem" Chyba chciałem sprawić ci radość" Kiwnął do Lydii udającej sie do wyjścia, pospiesznie opuściła pomieszczenie zabierając ze soba torebkę i klucze od Foyera.

"Od dzisiaj nie wyświadczaj mi żadnych przysług. Prosze." Rzekł tak samo drżącym głosem i to była ostatnia rzecz jaka Stiles usłyszał nim wyszedł na zewnątrz nie mogąc spojrzeć ponownie własnemu ojcu w twarz.

Jechali bez celu okrążając Beacon Hills w ciszy blisko dwie godziny. Od nowa ucząc sie dróg które wciąż tkwiły w ich pamięci. Lydia wreszcie powiedziała "To było cholernie niemile"

"Jestem najgorszym synem na świecie." Potwierdził i samochód pogrążył się w ciszy ponownie.
--

Impreza z okazji 5 rocznicy ślubu Scotta i Allison odbywała się w świeżo odbudowanym domu Dereka - Stiles i Lydia nie byli tam cztery lata temu kiedy tak naprawdę budynek był modernizowany- z udziałem całego stada, Pani McCall ,Szeryfa reszty znajomych i rodziny. Lydia wpatrywała sie na dom przez długi czas nim zgasiła silnik.

"Damy rade" Powiedziała chcąc dodać nie tylko sobie, otuchy.

"Jasne" Odparł szybko chłopak, lecz zadne z nich nie ruszyło sie by opuścić wóz . "Własnie" Mówi po pięciu minutach skonsternowanej, pełnej napięcia i strachu ciszy."To jest nasz problem"
Lydia posłała mu brudny uśmiech i pociągnęła za klamkę otwierając drzwi z impetem, jakby chciała sobie coś udowodnić. Mimo wielkich chęci, została w wozie.

"Idę" Stiles odchrząknął  otworzył swoje drzwi i wysunął prawa nogę na zewnątrz. Poczuł pod stopa kamienie podjazdu ktory nie był już jak kiedyś zwykłym skrawkiem ubitej ziemi.W jakimś stopniu Stiles poczul sie pewniej,ale tylko na moment. Wiec gapili sie na siebie przez jakiś czas, wyczekując na ruch tej drugiej osoby.Zabawna sprawa. Chociaż może nie do końca  Stiles wiedział co,a raczej kto kryje sie w środku. I nie chodziło mu o Scotta.
 A kiedy to Lydia wzięła głęboki wdech i wyszła z samochodu Stilinski nie miał wyboru, musiał pójść za nią bo Lydia to zołza i miałby kłopoty gdyby pozwolił jej iść tam samej.

"Wielka chata" szepnął dziewczynie na ucho gdy sunęli powoli przed siebie.

"To przebudowana wersja dawnego domu Hale'ow." Odpowiedziała mu "Był równie duzy."

"Tak, trochę dużo miejsca jak dla jednego faceta."

"Nie mieszka tu sam" Męski głos przerwał ich szeptaninę i Stiles aż podskoczył przestraszony plątając się nogami gdy Isaac zaszedł ich od tylu i podążał za nimi na ganek. "Isaac" mówi a w jego glosie wciąż słychać wysoka notę." Cześć"

"Wszyscy tu żyjemy" Wyjaśnił" Nawet Scott i Allison"

"Jesteście jak jedna wielka nienormalna rodzinka, urządzacie sobie weekendowe orgie?" Sarknęła Lydia "A ty sypiasz zwisając z żyrandola? I szukałeś Czerwonego kapturka w tym lesie zakopanego w śniegu?"

"Oh Lydia" Stiles mówi a Isaac uniósł na niego brew z zaskoczenia ze chłopak ma czelność ja kwestionować  "Nie mieszaj wszystkich gatunków stworzeń ze sobą. Nie czas na to." Skarcił ja posyłając blondynowi półuśmiech na co ten tylko przewrócił oczyma.

"Stiles!" Nim Isaac zdołał coś powiedzieć ktoś mu przerwał i gdy Stiles się odwrócił Scott stal przed nim. Patrząc na niego swoimi szczenięcymi oczami. Stilinski się zawahał nie miał bowiem pojęcia jak powinno przebiegać spotkanie swojego najlepszego przyjaciela - którego ślub przegapiłeś i którego zawiodłeś gdy prosił cie byś został jego świadkiem - po raz pierwszy od pięciu lat. Przebierał nogami być może ze zdenerwowania patrząc na Scotta.
 Wciąż wygląda tak samo , pomyślał. Duze brązowe oczy , z tym samym wyrazem mogącym stopić ci serce i włosy w totalnym nieładzie. Jakby nic z nimi nie robił od czasów liceum.
To Lydia ściągnęła go na ziemie uderzając go łokciem w bok.

"Scott" Mówi i słyszy jak gdzieś za nim Isaac kaszle czując się co najmniej niezręcznie.
"
Uh,tak" Scott odpowiedział po chwili"Powinniście wejść do środka  Ja ymm. Impreza jest tam." Wskazał kciukiem kierunek za sobą. Scott miał to do siebie ze nigdy nie potrafił ukryć niczego, tak było i tym razem. Cala ta sytuacja byla tak dziwaczna i obca ze można było się od tego porzygać.

"Jasne." Rzekła stanowczo Lydia.
Scott patrzył na Stilesa jeszcze przez chwile zanim wprowadził ich do domu.
 Chłopak rozglądał się po wnętrzu sądząc ze dom jest (z braku lepszych przymiotników )wspaniały  Wysokie ściany odziane jasnymi kolorami. Imponujące ,stylowe, z pewnością wygodne meble i podłogi z ciemnego buku nadające surowości w salonie którego ściany przecinały dwa skrzydła okienne od podłogi po sam sufit prowadzące na ogród. Stiles rozglądał się przez cala drogę  z rozdziawiona buzia w zachwycie i gdy spojrzał na Lydie która nie miała na sobie żadnego konkretnego wyrazu twarzy Stiles był pewien ,ze jest pod takim samym wrażeniem co on.

"Śmiało,wmieszajcie sie  w... tłum?" rzekł Scott wzruszając ramionami."Allison gdzieś sie tu kreci.Jestem pewien ze chciała by z tobą porozmawiać Lydia." odparł po chwili drapiąc sie z zażenowaniem po karku. Kiwnął głowa a potem zniknął w tłumie ludzi.

"Zupełnie jak na spotkaniu z ludźmi z liceum których nie mogę znieść" Burknęła.

"To po co tu jesteśmy?" spytał przewracając oczami i zaplótł rękę z dłonią Lydii skanując oczyma po pokoju pełnym ludzi.
 Mial wrażenie ze mignął mu Greenberg. Boze, Greenberg był na ślubie Scotta a jego nie było?! Mruga i kiwa głowa do siebie.

"Stiles!" Usłyszał gdzieś swoje imię i odwrócił sie w tamta stronę zmuszając tym samym Lydie do zrobienia tego samego. Z nikad stanął przed nim Danny.
Wyglądał tak samo, z uroczym uśmiechem i błyskiem w oczach. Miał na sobie kilka dobrze dopasowanych ubran i ogromny uśmieszek.
"Danny" Przywitał się "Jak się masz?"

"Nie tak dobrze jak ty, z tego co widzę" Mówi rzucając mu pełne uznania spojrzenie" Dobrze wyglądasz,stary"
Stiles wybucha śmiechem bo nie bardzo wie jak powinien zareagować. "Dzięki, czy coś . Boston dobrze wpływa na skore. Świeże powietrze, zmiany,to wszystko."

"Jeszcze nie nauczyłeś się akcentu?" Pyta trącając Stilesa swym ramieniem i ten znów sie śmieje. Lydia przesuwa się bliżej niego chcąc byc zauważona i dołączyć do rozmowy. "Hej Lyds." Chłopak pochyla sie całując ja w policzek" Wspaniała jak zawsze"
Dziewczyna skinęła głową odpowiadając: "Danny zawsze wiesz co powiedzieć"
Trojka rozmawiała juz jakaś chwile za co Stiles byl wdzięczny bo wiedział jak czul sie razem z Lydia,nim pojawił sie Danny bohater i ich uratował  byli jak wyrzutki. Rozmawiali gdy ktos kogo Stiles nie znal albo nie pamiętał zawołał chłopaka, ten odwrócił sie a potem przeprosił ze musi juz iść.
"Chwila, chwila" Mówi " Jak długo zostajecie w Beacon Hills?"

"Do końca tygodnia"

Danny wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i rzekł: "Zapisz mi swój numer, napisze na dniach i wyskoczymy na jakieś jedzenie, dobrze?" Uśmiechnął się. A Stiles wstukał numer i oddał mu komórkę na co Danny pocałował go i Lydię w policzek w ramach pożegnania nim zniknął gdzieś.

"Przynajmniej ktoś nie znienawidził nas do końca." Mruknął Stiles.

Lydia prychnęła"Danny nigdy nas nie nienawidził, wysłał mi kiedyś długiego meila  pisząc że rozimie dlazego uciekłam jak nietoperz z Beacon Hills".

"O tak." Mówi w zamyśleniu "Pamiętam to."

"Przyniosłem Ci drinka" Isaac przerwał im ponownie nim któreś z nich się odezwało. Blondyn podstawił jej kieliszek.
"Szczęściara" Stilinski mruknął pod nosem i Lydia spuściła mu kuksańca między żebra, uśmiechając się do Isaaca.

"Nie piję taniego wina." Odparła prosto.

Chłopak się śmieje."Myślisz że to jest tanie? Przysięgam że Derek przeznacza więcej pieniędzy na wina do kolacji niż na jedzenie."

"Myślałem, że wilkołaki nie mogą się upić." Rzuca oskarzycielsko Stiles a Isaac strzela na niego oczami.

"To,że nie możemy nie znaczy że nie lubimy żyć w dystyngowany sposób"

"Taak" I Lydia połązyła kominek,meble i wino widząc w tym wzór. "To oczywiste"
Isaac przytaknął jej a Stiles wywrócił teatralnie oczami.

"Ide sobie gdzie indziej."

"Gdzie?" Pyta dociekliwie Lydia gdy chłopak puścił jej dłoń.

"Wmieszać się w tłum?" Mruknął całując ją w policzek nim zostawił ją z Lahley'em.

Stiles wędrował po domu przez jakiś czas wpadając na ludzi ktorych nie widział od pięciu lat,lecz nigdy na żadnego zbanego mu wilkołaka.
Znalazł łazienkę i stanął w kolejce. Kiedy dostał sie do środka ogrom pomieszczenia i przepiekne urzadzenie zbilo go na moment z tropu nim zatopił się we własnym lustrzanym odbiciu. Nie trwało to jednak zbyt długo bo ktoś z impetem otworzył drzwi przerywając mu tym samym formółę którą powtarzał w głowie jak mantrę "Derek mnie nie zrani,nie jestem taki słaby."

Stiles odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Halem.

"Co do kurwy?!" Warknął czując jak serce zaczyna rozpędzać swe bicie w złości.

"Nie odpowiadałeś kiedy pukałem." Rzekł wyglądając na równie wpienionego.

"Może potrzebowałem troche prywatności."

"Stiles"

"Ależ oczywiście,że to jest coś czego nigdy nie potrafiłeś zapewnić, i wygląda na to że nic z tym nie zrobiłeś."

"Stiles"

"Wszyscy wiedzą że nie masz poczucia granic."

"Zamknij sie w końcu!" Warczy, a dźwięk tłuczonego szkła odbijał się od ścian gdy Derek uderzył w lustro tuż za głową Stilesa. Chłopak patrzył na niego,na to jak dyszy wściekle i spogląda czerwonymi ślepiami przyciskając swe ciało do chłopaka.

"Nie masz prawa wracać, i zachowywać się jakby to wszystko było tylko z mojej winy." Syknął

"Oh.A więc to moja wina?"Warczy odpychając dłońmi ciało Dereka z siebie, starając się uzyskać trochę więcej przestrzeni między nimi. "Nie zrobiłeś nic złego?"

"Wiem co zrobiłem" Mówi "Ale odeszłeś"

"Bo mi kazałeś!" Krzyczy a Derek patrzy na niego i może jest zaskoczony, a może tylko udaje.

"Nigdy nie powiedziałem byś uciekł." Jego głos stał niesamowicie spokojny i cichy "Scott powiedział Ci że jeśli to jest tym czego naprawde chcesz, powinieneś po to sięgnąć."

"Za to ty powiedziałeś ,że nic mnie tu nie trzyma!"

"Gdy już zdecydowałeś!" Warczy " Nie dałeś mi szansy na - Nie zapytałeś co o tym myślę."

"Myślę, że twoje zdanie było całkiem jasne kiedy  dałeś mi do zrozumienia że byłem tam tylko by ogrzać Ci łóżko gdy byłeś samotny." Zripostował na co Derek się wzdrygnął.

"Nigdy tak tego nie ująłem"

"Można było się domyśleć" Rzekł i wyprostował się strzepując małe kawałki lustra ze swego ramienia. Podszedł do drzwi. "Jeśli wierzysz w przesądy to następne 7 lat pecha masz gwarantowane." Mówi nim wyszedł.
Kolejka zrobiła się nieco dłuższa, Stiles zauważył stojących w niej Ericę i Scotta. Oboje smutnymi oczyma wpatrywali się w niego.

"Nie."Rzucił i chciał ich minąć. Scott nagle złapał go za rękę by mu nie uciekł i Stiles odwrócił się ciałem w jego stronę. Wpatrywali się w siebie przez długą chwilę i Scott nie zawahał się przez sekundę tylko przyciągnął Stiles'a do siebie zamykając w uścisku. Przytulił go tak mocno że Stiles czuł jak robi mu się duszno, krztusi się i próbuje blokować cisnące się do oczu łzy.

"Stiles" Mówi łamiącym się głosem "Przepraszam"

"Ja też" odpowiada słabo, unosząc dłonie oddając uścisk.
- -

"Pokłóciłeś się z ojcem?" Pyta Scott skubiąc zdźbło trawy. Wyszli do lasu, cisza i spokój z dala od wścibskich uszu stada. Scott zdołał przekonać Allison, że może urwać się na chwilę z imprezy i nic złego się nie stanie, a Stiles nie musiał się martwić Lydią bo ta, zajęta była rozmową z Isaackiem.

"Czuję jakbyśmy ciągle byli skłóceni, odkąd wyjechałem do Bostonu."

"Nadal nie - uh -nie wie?" PYta odchrząkując .Stiles kiwa głową.

"Wie ,że coś się stało" Mówi powoli i gładko " I że każdy z moich przyjaciół został tu, kiedy ja i Lyds oderwaliśmy się aż do Bostonu.A potem nagle przestałem wracać na święta i lato,więc zaczął się denerwować gdzieś w połowie drugiego roku."

"Twój ojciec to twardziel. Dałby sobie z tym radę."

"Nie o to chodzi Scott. Nie chodzi nawet o to bym mu powiedział. To ta część mojego życia...Która nie jest już nią teraz."

Scott siedzi cicho przez chwilę nim pyta cichym głosem: "To przeze mnie Stiles? Wiem ,byłem gównianym przyjacielem i zamknąłem się w świecie gdzie Allison była jedyną ważną rzeczą przez długi,długi czas. Nie zwracałem uwagi na to na co powinienem - i już wiem dlaczego zraniłem Cię mówiąc ,że nie jesteś tu potrzebny. Nie to miałem na myśli, chodziło mi o to że...Po raz pierwszy od dłuższego czasu w Beacon Hills było spokojnie. A ty jesteś taki mądry-zasłużyłeś by iść do collageu gdziekolwiek chcesz."

"Nie,to nie przez Ciebie." Szepnął " Wiem że źle to od odebrałem ale to- Derek- szukałem tylko powodu."

"Więc to jego wina." Ton Scotta stał się ostrzejszy.

Stiles się nie odezwał.

Położył się na trawie a Scott położył się obok niego przez długi czas wpatrując się w płynące po niebie obłoki.

"Fajnie gdybyś został" Szepcze Scott i Stiles sięga po jego rękę ściskając ją mocno.

- -

"Mogło być gorzej" Rzekł Stiles, siedząc w samochodzie Lydii gdy odwoziła go do domu.

"Mogło być lepiej." Spojrzała ukradkiem na chłopaka "Cały wieczór ignorowałeś swojego tatę i Dereka."

"Nie widziałem żebyś rozmawiała z Jacksonem" Zripostował i przez chwilę żadne z nich się nie odezwało.

Dziewczyna wjechała na podjazd przed domem szeryfa i zgasiła silnik.Przeczesała dłonią pasmo swych włosów i westchnęła przeciągle. "Wydawało mi się że będę tego bardziej żałować"

"Ja też." Stiles zamknął szybko usta nie chcąc powiedzieć kilku słów za dużo, i przyznać się aż tak bardzo.

"Powinieneś przeprosić tatę" Lydia kolejny raz wypuszcza westchnienie. Odwraca się w stronę chłopaka i klepie go po policzku. "Może uciekaliśmy, kiedy trzeba było zostać na miejscu i wyjaśnić to całe gówno." Mówi z namysłem. Pochyla się i całuje go w policzek, a potem wygania z samochodu zostawiając Stilesa zdezorientowanego ,na podjeździe patrzącego jak odjeżdża.

Kiedy wszedł do domu, jego ojciec siedział w kuchni. To tam większość ich poważnych rozmów zawsze się odbywała, Stiles zdał sobie z tego sprawę gdy strach ściągał jego żołądek w dół. Powoli podchodzi do stołu i wysuwa sobie krzesło. Ptarzy na swojego tatę i dopiero po chwili dociera do niego że wyraz na jego twarzy oznacza zmęczenie. Wygląda na starszego, i wyniszczonego ale głównie na zmęczonego. Jakby ta poranna kłótnia kosztowała go resztę energii którą miał. Nie odezwał się do syna; wpatrywał się tępo w szklankę napełnioną wodą ślizgając po jej brzegach palcami.

"Byłem chamski" Powiedział łagodnie "Mówiąc Ci to co powiedziałem. Kiedy nie masz wglądu na całą historię, bo nie potrafię się zmusić by Ci ją przedstawić.A teraz czujesz ,że to twoja wina. Ale wcale tak nie jest." Stiles przerwał by odkaszleć boleśnie gulę która urosła mu w gardle.

Szeryf nic nie powiedział, podniósł szklankę i wziął długi łyk wody.

Stiles niezręcznie wpatrywał się w swoje dłonie nim zaczął: "Spotkałem faceta...W ostatniej klasie ,zaczęliśmy. Nie wiem. Trzymać sztamę? Ale tak naprawde nigdy nie nazwał tego naszego związku, czy może tego co nas łączy, ani nic. Potem zacząłem myśleć o uczelni, a Lydia i Jackson zerwali ze sobą po raz tysięczny i ona wybrała Boston. Zapytałem tego kolesia o nasz związek,czy ruszymy w którąś stronę." Przerwał patrząc na ojca.

Ku jego zaskoczeniu, wpatrywał sie w Stilesa przez cały czas i to dało mu siłę by mówić dalej. "Więc ...zapytałem Scotta czy chce bym został. Powiedział ,że nie. A ja źle to zrozumiałem  bo chciał bym uczył sie tam gdzie chcę i uważał że zasługuję na to co najlepsze teraz to wiem. Ale już wtedy byłem zły -na kierunek w jakim potoczyła sie rozmowa, gdy chciałem tylko dowiedzieć się co tak naprawde jest między mną a tym facetem. Odpuściłem wyjeżdżając. Byłem wściekły przez tak długi czas tato." Przełknął głośno ślinę" Nadal jestem"

"To Derek." Szeryf mówi wreszcie.

"Co?"

"Jesteś zły na Dereka" Szeryf patrzy na niego szczerze i głęboko i pewnie dlatego Stiles pierwszy odwraca wzrok.

"Skąd wiesz?"

"Wszyscy na imprezie Scotta i Allison słyszeli o waszej kłótni.Kolejka była długa, Stiles. I kiedy usłyszałem to od Ciebie, poprostu poskładałem wszystko razem. Derek Hale nie jest bardzo... cóż nie jest dobry w okazywaniu emocji ,prawda?"

Chłopak pokręcił głową.

"Ja...Przepraszam ,że mogliśmy wcześniej spotkać się i porozmawiać w cztery oczy. Jesteś moim synem, i kocham cie mimo wszystko  ale do cholery nie moge znieść że byłeś zbyt przestraszony by wrócić do domu."

"Nie byłem" Burknął "No może troche" Godzi się" Jest jeszcze wiele szczegółów których nie chcę ci opowiedzieć."

"Wporządku synu" Mówi szorstko" Dojdziemy i do tego, wkrótce."

Stiles rozluźnił się na krześle i jego tata zmienił temat, rozmawiali o różnych rzeczach, ważnych i tych mniej. Stiles czuł,że mają więcej niż przez ostatnie pięć lat, i że coś co stracił na nowo odżywa w jego sercu.
- -

Nazajutrz Danny zadzwonił do niego, i Stiles cholernie mocno starał się ukryć zaskoczenie gdy chłopak zaprosił go na lunch. "Nie masz samochodu prawda?" Zapytał. Stiles wyjrzał przez okno w strone garażu gdzie stał jego Jeep najprawdopodobniej zbyt długo nie używany.

"Nie mam" Odpowiedział

"Przyjade po Ciebie za dwadzieścia minut" Rzekł "Jest tu mała restauracja w której jadam od dwóch lat, mają przepyszne jedzenie."

Stiles wziął prysznic, przebrał się i od dziesięciu minut czekał aż chlopak go odbierze.

"Hey"Przywitał się

"Hey" odparł siadając na fotelu pasażera uśmiechając sie do Dannego.

"Nienawidze wyciągać wniosków... ale wyrosłeś na prawdziwego chłopca." Danny posła mu uśmiech.

"Jak Pinokio" Dodał, a ten tylko wywrócił oczami.

"Chodzi o to że- dobrze wyglądasz taki dojrzały i pewny siebie. I chcialbym, no nie wiem. Zacząć więcej z tobą rozmawiać."

"Jak na randce?" Stiles zapytał go, czując w żołądku galaretę. Danny przytaknął zdenerwowany.

"Jak na randce" powtórzył. Stiles nie myślał o tym zbytnio i skinął rozumiejąco.

"Jasne" Mówi "To może być randka"

Przez cały czas było miło, i to chyba jedna z najlepszych randek na której był . Zazwyczaj nie obchodziła go osobowość partnera bo szukał kogoś tylko do łóżka. Z Dannym łatwo sie rozmawialo, a przez te kilka dni mieli wiecej wspólnego niż całe liceum.Pod koniec Danny odwiózł go pod dom jego taty i Stiles siedział tam chwilę nim zaproponował "Chcesz wejść?" Chłopak sie zgodził, i odstawił samochód na parking.

Seks z Dannym był dobry. Świetny. Danny był dobry w odczytywaniu potrzeb Stiles'a , a on zawsze potrafił sprawić przyjemność osobie z którą był. Jednak czegoś brakowało i Stiles nie mógł przestać myśleć ,że to dlatego bo jest w Beacon Hills ale jest też z kimś innym i ta osoba nie jest tą jedyną z którą był tutaj, w domu, wcześniej.

Kiedy skończyli Danny leżał koło niego ciężko dysząc "To było-"

Stiles dodał "Yup" zdławionym głosem

"Chyba nie powinniśmy-"

I Stiles powiedział "Chyba nie" Spojrzał na niego "Przepraszam Danny"

"W porządku" Uśmiechnął się do niego "Było dobrze. Ale zawsze wiedziałem że kochasz Dereka"

"Ja nie-" Chciał coś powiedzieć, ale przemyślał to przez chwile"To nie ma znaczenia" Rzekł powoli."Bo Derek mnie nie kocha."

Danny spojrzal na niego.

"Nie wiem co Derek powiedział, że odeszłeś ale cokolwiek to było? Kłamał. Nie mówię byś mu wybaczył,bo którykolwiek koleś głupi na tyle by nie jechać za tobą gdy uciekasz nie zasluguje na Ciebie jeśli go nie chcesz.Rzecz w tym, że go pragniesz. Więc może powinieneś -nie wiem.W ostateczności z nim pogadać"

Danny wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Gdy skończył pochylił się i pocałował Stilesa w usta.

"Przepraszam że nie zauważyłem Cię pierwszy."

Chłopak uśmiechnął się sennie do niego nim pomachał i uciekł a Stiles zasnął.

Budzenie się co najmniej raz w nocy stało się przyzwyczajeniem odkąd był w Beacon Hills. Tym razem zbudził go trzask zamykanej okiennicy i rażące w ciemności oczy.

"Robisz sobie ze mnie jaja?!" Warknął Stiles siadając na łóżku z podciągniętą kołdrą.

"Śmierdzi tu." Rzucił

"Nie zdążyłem dać porządnego niucha, ale nie sądzę by tak bardzo cuchnęło"

"Pachnie jak seks" rzekł płytko

"Bingo."Spojrzał na kołdrę przyciśniętą do swego ciała i gdy podniósł wzrok Derek szczerzył na niego zęby.

"Co do kurwy"

"Danny i ja-"

"Danny" Mówi tonem jakby to imie było bardzo bardzo brudne.

"Uh?!"

"Żartujesz sobie?Nie możesz mnie mieć więc rzucasz się na kogoś z mojej watahy?" Fuknął

"Nie, ale musisz sie cenić dupku,nie widziałem na nim obroży z napisem"Należy do Dereka Halea, nie bzykać". To on wyszedł z inicjatywą. Uwierz lub nie ale nie jesteś w czołówce listy ludzi o których myślę kiedy się z kimś pieprzę."

Co było bzdurą, ale jeśli Derek chciał mu to wypomnieć ,chłopak zaprzeczy zrzucając wszystko na gniew.

"Wiedziałeś że jest w stadzie."

"Zachowujesz się jak zazdrosny dzieciak!" Wrzasnął i wstał oplatając się kołdrą. Wymierzył palec w jego stronę "Nie zrobiłem tego specjalnie.Poza tym co to ma do rzeczy? Co, chcesz by pieprzył kogoś innego w stadzie? Chcesz żeby pieprzył Ciebie?"

"Chce żebyś przestał posuwać wszystkich wokół!" Wypalił

Nastała cisza.

"Co?" Spytał,dziwnie spokojnym tonem,tym którego nigdy wcześniej nie używał. Bał się tego do czego był zdolny, bo przeniósł się o poziom nad gniewem.

Derek otworzył usta ale nic nie powiedział.

"Co powiedziałeś?" zapytał tym samym dokładnym tonem.

Derek stał w ciszy.

"Wynoś się.Wypierdalaj albo- albo obudzę mojego tatę i aresztuje Cię za włamanie. Mówię serio Derek. Wynoś się i nie wracaj do końca tygodnia.Nie szukaj mnie,nie dzwoń do mnie.A kiedy odejdę ,już mnie nie zobaczysz"Wyrzucił wściekle

"Nie chciałem-"

"Wynoś się!" Krzyknął i słyszał swego tatę krzątającego się po holu wiedząc że się obudził i tylko zeka by sprawdzić czy wszystko z nim wporządku.Miał wrażenie że waha się czy otworzyć drzwi czy nie.

Derek wzdrygnął się podszedł do okna i zniknął w mroku.

Stiles stał na środku swego starego pokoju z kołdrą zawiniętą wokół bioder.Patrzył w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Derek i próbował zwalczyć palący smak w ustach gdy Derek oskarżył go o bycie największą kurwą. Kiedy uspokoił się na tyle że jego nogi znów go słuchały ,położył się do łóżka ,nie mając ochoty zasnąć.Wiedział o tym że jego tata wciąż stoi pod drzwiami i nasłuchuje.
- -

"Co się stało w nocy?"

"Nie chcę o tym rozmawiać"
 Stiles wbił wściekle widelec w kawałek mięsa na swoim talerzu.

"Stiles" Mówi tym swoim głosem jakby przygotowywał się do przesłuchania,jednak pauzuje. Marszczy nos i mówi." Jak Hale dostał się do twojego pokoju?"

"Przez okno" Mruknął

"Okno...? Wspiął się na okno? Przecież tam nie ma żadnych drzew , Stiles!"

"To akrobata, co mogę Ci więcej powiedzieć?!" Wzruszył od niechcenia ramionami i zatopił zęby w naleśniku. Szeryf ściągnął brwi.

Chciał coś powiedzieć, ale Lydia wpadła do kuchni jakby była u siebie i opadła na krzesło obok Stilesa.

"Dobre duszki powiedziały mi że spędziłeś miło czas z Dannym." Mówi słodko patrząc na niego. "Ale nie wyglądasz jakbyś był zadowolony. Nie sprawdził się w łóżku?"

Szeryf prawie udławił się kęsem boczku,a Stiles tylko patrzył.

"Przepraszam Szeryfie, nie mogłam sie powstrzymać."

"Danny był wporządku."Mówi" Nie był problemem, To Stiles nim był,a potem również Derek."

"Nie mów na siebie w trzeciej osobie. Brzmisz jak egoistyczny dupek."

"W każdym razie" mówi głośno "Randka z Dannym była miła, ale wątpię żeby się powtórzyła."

"Dlaczego?" Pyta dociekliwie.

"Bo najwyraźniej próbuję wejść do sta- paczki Dereka" Stiles przypomniał  sobie w porę o siedzącym z nimi ojcu by ukryć to co chciał powiedzieć.

"Jasne" Mówi stanowczo dziewczyna.

Stiles przytaknął.

"To brzmi dość absurdalnie, bo byli chyba najpierw twoimi przyjaciółmi?" Szeryf pyta patrząc ze zdziwieniem na syna. Wzrusza ramionami.

"Tak ale wyjechaliśmy. I najwyraźniej nie jesteśmy już częścią tej grupy." Stiles wziął łyk kawy i chciał odłożyć kubek lecz Lydia wyrwała mu go i sama wypiła trochę." Tato,daj spokój.Wiem że zawiodłem." Szeryf odchrząknął nie mówiąc nic, ale przytaknął głową.

"Więc pomyślałem że spędzę trochę czasu z moim staruszkiem" Rzucił radośnie. "Zaczynając od zakupów, bo nie możesz żyć z mlekiem masłem i serem w lodówce.I masło orzechowe nie jest dla Ciebie dobre, nie ważne ile będziesz się o nie kłócić."

"Lubię je." Szepnął.

"Wnętrze też wymagało by przemeblowania." Mówi dziewczyna, opierając podbródek na dłoni i dotykając palcami ust w zamyśleniu." Szeryfie, co powiesz na małą zabawę w dekoratora?"

Ojciec Stiles'a wyglądał na zranionego, rumień wkraczał na jego policzki gdy patrzył na Lydię z otwartą buzią. Chłopak rozładował śmiechem atmosferę złapał ojca za dłoń i powiedział: "Lydia urządzała nasz apartament, sam widziałeś jak wyglądał."

"Twoje meble są przestarzałe." Rzekła z niesmakiem.

Mężczyzna patrzy rozbawiony na Stiles'a który wygląda jakby zupełnie się do tego przyzwyczaił. Wzrusza tylko ramionami do swego taty jakby miał na myśli" Lydia zrobi wszystko to co chce,bez względu na to co powiesz." . "Jasne" Mówi "Tylko nie rozpędzaj się z pieniędzmi"

Lydia wzdycha "Nie martw się o to Szeryfie, Chodź Stiles zrobimy twoje zakupy,a potem wskoczymy do sklepów na kilka godzin. Mogę dzwonić po wymiary,Szeryfie." Woła do niego gdy ciągnie za sobą Stiles'a w strone drzwi.

"Tyle czasu spędzimy razem, synu !" Krzyczy do chłopaka, i słyszy jego śmiech.

"Nie martw się, spędzimy go jeszcze jak zmusi nas do wnoszenia i przestawiania mebli. Wrócimy za kilka godzin."
- -

Stiles przewraca się wchodząc do domu, w torbami zwisającymi mu w dłoniach, za nim Lydia chichocząc z własnym bagażem przechodzi zgrabnie przez próg. Szeryf rzuca w ich stronę jedno spojrzenie ,ewakuując się do kuchni w której gotuje się zbyt tłuste danie. Stiles zrzędzi ojcu o nie przestrzeganiu diety nim zrzuca z siebie torby w salonie i wchodzi do kuchni.

Gdzie siedzi Derek.

"Nie" Mówi poprostu i odwraca się by wyjść.

"Stiles, poczekaj!" Szeryf woła za nim. Chłopak się zatrzymuje, ale nie odwraca się bo nie chce spotkać oczu ojca, albo co gorsza Dereka.

"Co" Mówi stanowczo" jest tak interesujące że o tym rozmawiacie ?"

"Po pierwsze, wilkołaki."

Zawirowało mu w głowie, a jego oczy wylądowały w gniewnym spojrzeniu na Dereku który miał czelność wyglądać na zadowolonego z siebie. "Ty pieprzony idioto." Krzyczy , uśmiech nawet nie drgnął na twarzy Dereka.

Lydia pojawia sie w rogu kuchni, rzuca spojrzeniem na scenę przed nią i znika niepostrzeżenie.

"Synu, Derek mi wszystko powiedział"

"Jesteś na tyle głupi - Wiedziałeś ,że specjalnie trzymam go od tego z daleka."

"Wcześniej kiedy stado się tworzyło, twoje wymówki były zrozumiałe." Derek zgodził się." Teraz kiedy nie mamy już problemów, ustabilizowaliśmy swoje miejsce. Nikt nam nie zagraża. Mamy pakt z Argentami którzy zaskakująco dobrze utrzymują nas z dala od innych myśliwych. Nie ma żadnego powodu by mu nie powiedzieć, Stiles."

"Właśnie że jest!" Krzyczy na niego "A co powiesz na to ,że jest MOIM ojcem, i chcę by był bezpieczny. Może teraz nie macie kłopotów, ale kto wie co będzie za rok, miesiąc, tydzień? Im mniej wie ,tym lepiej śpi. Albo Derek, po co w ogóle mu mówiłeś, skoro nie mam już do czynienia z twoim super naturalnym przedstawieniem?Co powiesz na to,że ja powinienem być tym od którego się dowie. Boże ty- Nie moge nawet w to uwierzyć" Mówi grzmiącym przy koncu głosem. Derek wygląda na złego a Szeryf patrzy na niego ze zdziwieniem mieszającym się z uczuciem. Gdy zdał sobie sprawę że Stiles trzymał to w tajemnicy przed nim by go chronić.

Derek powiedział :" Nie ma znaczenia czy czujesz się częścią stada, wiesz o tych rzeczach, i byś był bezpieczny jesteś jego częścią."

"Wal się" Krzyczy Stiles.

"Stiles" Ojciec mówi ostro

"Nie, serio, wal się, Derek! Gdybym należał do stada - gdyby Lydia należała do stada, ktoś z was prosiłby żebyśmy zostali. Nikt tego nie zrobił, nikogo nie obchodziliśmy. A ty nigdy nawet nie zadzwoniłeś do mnie."

"Prosiłem byś został !"Krzyknął Derek wstając.Szeryf zrobił krok w przód, jakby nie był pewien w jakim kierunku potoczy się ta rozmowa.

"Mówiąc' To twoja decyzja' nie prosiłeś bym został. Mówiąc że jestem człowiekiem, i dlatego tak naprawde nie należę do stada wilkołaków też się nie liczy. Powiedziałeś bym odszedł."

"Wcale nie,prosiłem żebyś nie odchodził." Warknął

Stiles otworzył usta, i zamknął je szybko.

"Szybciej ,Derek, szybciej. Proszę, ostatni raz." Derek pchnął w niego ,a ciało chłopaka wygięło sie z rozkoszy w łuk, napięte mięśnie, i gwiazdy pod jego powiekami. Derek całował jego czoło, nos, policzki, usta.

Całował go w szyję i szeptał : "Nie odchodź" i Stiles jest zbyt zajęty, wracaniem do rzeczywistości by cokolwiek mu odpowiedzieć.


"To się nie liczy" Mówi drżącym głosem. "To sie kurwa nie liczy."

Derek patrzy na niego a Stiles odwzajemnia spojrzenie, rozkładając ręce i wzruszając ramionami. "Ty- to się nie liczy. Wiedziałeś o tym.Boże Derek. Nienawidze Cię. Nienawidzę Cię tak bardzo, ale z jakiegoś powodu bycie z dala od Ciebie było najtrudniejszym okresem w moim życiu."

Mierzwi sobie włosy ,kręci głową i śmieje się gorzko.

"Cóż" Wcina się Szeryf "Ten wieczór zrobił niespodziewany zwrot."

Stiles zaśmiał się ponownie, bardziej ostrym i urywanym śmiechem. "Przepraszam. Rzekł tępo "Przepraszam ,że okłamywałem Cię tak długo.Przepraszam,chciałem poprostu żebyś był-" Przełyka głośno ślinę" Chciałem Cię chronić"

"To nie twoja rola; wiesz o tym synu?" Jego tata zapytał łagodnie, Stiles pokiwał głową.

"Właśnie, to moja rola bo nie mogę- nie mogę Cię stracić. Wiem że oddaliliśmy się od siebie bo-"

"Trzymałeś to ode mnie z daleka." Mówi Szeryf nim Stiles mógł rzucić jakąś wymówką.

"Dla twojego dobra!"

Derek był tym który powiedział" Nie Stiles, sekrety nigdy nie niosą nic dobrego ze sobą"

"I ty to mówisz? Jesteś hipokrytą Derek.Musisz wyjsć.Odejdź, napsułeś już wystarczająco dużo."

Mężczyzna ruszył w kierunku drzwi lecz zatrzymał się w wejściu do kuchni. "Powinienem prosić byś został" Szepnął a słowa dotarły tylko do jego uszu" Zapytałbym- Gdybym tylko był w lepszym miejscu."

"Jasne, ale tego nie zrobiłeś" Rzekł z goryczą . Derek wyszedł.

Stiles odwrócił sie do swego ojca, i ten rozłożył dla niego ramiona. Nie zawahał się i wpadł w nie powtarzając w kółko jak jest mu przykro. W końcu są w stanie usiąść i Stiles zaprasza Lydię by pomogła mu wyjaśnić jak ich lata liceum zmieniły sie na najgorsze; ile razy cudem przeżyli. Może jego ojciec będzie miał pytania. I zapewne połączy wszystkie te dziwne zgony z całą tą nadprzyrodzoną błazenadą.

Rzecz w tym,że ojciec Stilesa przyjął to wszystko z dziwnym spokojem. Kiedy przychodzi co do czego, Jest najprawdopodobniej najlepszym ojcem o jakiego Stiles mógłby kiedykolwiek prosić.
- -

Reszta tygodnia minęła w lepszym nastroju. Lydia zniszczyła, a potem naprawiła dom Stilinskich w całkiem miłą, przytulną wersję tego co było wcześniej. Stiles trzymał się ze Scottem ignorując Isaaca który uczepił się ich, a raczej Lydii i biegał za nią jak zagubiony szczeniak. Spędza obiad ze Scottem i Allison nadrabiając minione lata, i to miłe jak Scott wydoroślał, dojrzał,  i teraz jego rozmowa nie kręci się wokół tego co nosi Allison i jak pachnie.

Zamiast tego, rozmawiają o jego firmie. Tak, firmie bo Scott jest właścicielem.Z Allison,oczywiście.
"Budownictwo?" Pyta gdy Allison wróciła do biura a on i Scott pozostali sami w restauracji.

"Tak" Scott się śmieje." Lubię to...Jest tak spokojnie. Coś co mogę stworzyć rękoma.I jestem w tym dobry.Allison ma dyplom z architektury,projektuje domy, a ja je buduję.Calkiem dobrze działa."

"To- To wspaniale Scott." Odpowiada uśmiechając się,i naprawde jest szczęśliwy.

"Za to ty, studiujesz.To fantastycznie."
Stiles prychnął" Nie jestem jeszcze gotowy do pracy.Za bardzo je polubiłem. Nie wiem."

"Co będziesz robił po nich?"

"Mogę prowadzić kursy na uczelniach.Otworzyć własny biznes.Chciałbym pójść na prawo,jakiś kierunek prawniczy. Zależy od mojej decyzji."

"Wiesz, zawsze możesz studiować tutaj."Scott bąka niepewnie."Wiem ,że masz jeszcze kilka lat przed sobą,ale możesz to rozważyć."

Jego głos, niepewny jednak pełen nadziei i Stiles nie chciał zranić jego uczuć jeszcze bardziej niż przez ostatnie pięć lat więc wzruszył ramionami mówiąc:" Tak, pomyślę nad tym."

Pod koniec tygodnia Scott i Allison podwieźli jego i Lydię na lotnisko. Stiles przytulił mocno swego tatę.
"Dzwoń częściej" poprosił" Lydia nauczyła sie jak korzystać ze Skype'a,prawda? Używaj go."

Szeryf zaśmiał się" Tylko jeśli ty też mi to obiecasz."

Lydia przytuliła Szeryfa i swoich rodziców." Nie zepsuj mojego salonu" Nakazała Szeryfowi, który wywrócił teatralnie oczyma.

"Jasne że nie.Troche boje się siadać na tej nowej kanapie." Stiles zdusił swój śmiech i przytulił ojca jeszcze raz. Już mieli wsiadać do samochodu gdy Isaac wyskoczył z nikąd.

"Chcę się pożegnać."

Stiles wywrócił oczyma mówiąc" Już to przerabiałem.Powodzenia stary." Poklepał Isaaca po plecach spoglądając z uśmiechem na Lydię która ciskała w nim swoim najlepszym, najgroźniejszym spojrzeniem i chłopak wiedział że sobie grabi.Wskoczył do samochodu w którym siedział Scott i Allison. "O co chodzi?" SpytałMcCall wyglądając przez okno na Lydię która zawzięcie tłumaczyła coś Isaacowi nim przewróciła oczami i pociągnęła go oplatając w uścisku.Włożyła mu kawałek kartki w rękę pocałowała w policzek i zniknęła dołączając do trójki w samochodzie.

"To" Stiles mówi kręcąc głową" Że Isaac pała dozgonną miłością do Lydi Martin."

"Pamiętasz jak to byłeś ty?" Scott odwraca się do niego uśmiechając.

"To było zanim odkrył że kutasy w są bardziej w jego typie." Lydia dołączyła do rozmowy. Samochód wypełnił śmiech. Choć Stiles się nie  śmiał.Bo tak naprawde nie było w tym nic śmiesznego, nie dla niego.

Scott zatrzymał się i spytał "Kiedy widziałeś się z Derekiem?"

"Uh"

"Nie widział go od pięciu dni" Lydia go wyręczyła

Chłopak pokręcił przecząco głową" Nie, był tu dzisiaj może przed nami?"

"Cóż, nie widziałem go, i nie jest mi jakoś specjalnie przykro"Mówi" A teraz jedź bo przegapimy nasz lot."

Skończyli na uściskach i pocałunkach w terminalu z którego mieli odlecieć. Allison zmusiła dwójkę by wrócili na święta, chociaż Stiles nie miał wątpliwości że Lydia skrzyżowała palce za plecami obiecując jej to. Kiedy wreszcie byli w samolocie Lydia trzymała w dłoni kieliszek Ketel'a,a Stiles -wina. Odwróciła głowę w jego stronę.

"Nie było tak źle,co?"

Chłopak zastanowił się chwilę" Nie było aż tak źle jak sobie to wyobrażałem" mówi powoli i Lydia uśmiecha się do niego, z niemal rozumiejącym wyrazem twarzy."Chcę wrócić do domu" mówi a jej uśmiech pogłębia się, i chłopak wie,że już to stracił.
- -

Miesiące mijają i nagle Stiles budzi się na końcu zimowego semestru. Pracuje w uczelnianej bibliotece, i na święta zawsze brakuje pracowników,to stało się dla niego przyzwyczajeniem ,że wpisywał się na listę nawet wtedy. Lecz teraz tego nie zrobił. Lydia posłała mu znaczące spojrzenie i zniknęła na godzinę w swoim pokoju. Kiedy do niego wróciła, wręczyła mu bilet lotniczy na jego nazwisko.

"Nie polecę do Beacon Hills."

"Właśnie że tak"

"To nie jest dobry pomysł Lyds- Tam nie ma nic dla mnie"

Co jest absolutnie kłamstwem. Jego ojciec tam jest, dzwonili do siebie, esemesowali znacznie częściej niż kiedy Stiles się wyprowadził do Bostonu. Szeryf często wysyłał mu przypadkowe wiadomości jak 'Kobieta skoczyła z urwiska, to jest nadnaturalne?" Stiles śmiał się długo potem i odpisywał,że niekiedy w Beacon Hills dzieją się normalne- z nieco chorych- sytuacji.

Scott tam jest a on i Stiles wymieniali się meilami i wiadomościami prawie codziennie. Allison prosząca o radę dotyczącą jej nowego projektu, bo podobno Lydia powiedziała jej,że ma dobry gust do mebli-prawie tak dobry jak Lydia. Jest Isaac który nie pisze z nim tak jak z Lydią, ale od czasu do czasu dostaje wiadomość z pytaniem jakie Lydia lubi kwiaty, albo jakie czyta książki. Prawie zawsze dwa dni po jego odpowiedzi na dziewczynę czeka przesyłka.

Lydia coraz bardziej zakochiwała sie w Isaac'u, częściej wspominając o powrocie do Beacon Hills ponieważ ktoś tam na nią czekał. Kiedy Stiles- miał Scott'a i swego tatę- ale to mu nie wystarczało. Nie może wrócić w miejsce gdzie Derek będzie oddychać tym samym powietrzem co on, nie miał tyle siły by go zignorować.

"Stiles ,obiecałeś" Mówi

"Tak samo jak ty" Odpiera jej zarzuty automatycznie.

"Nie toleruję już tego argumentu. Lecisz do Beacon Hills bo byłam tak miła i kupiłam Ci bilety w pierwszej klasie.Jak nie polecisz, nie dam Ci prezentu"

W ten sposób Stiles znalazł się w kolejnym samolocie do Kalifornii, decydując się wziąć sok zamiast drinka po jego ostatniej przygodzie. Lydia siedzi obok niego, przeglądając jakieś czasopismo.

"Przyznaj się" Mówi chłopak tuż przed odpłynięciem w krainę snów" Jestem najlepszym przyjacielem jakiego mozesz mieć."

 Lydia prycha nim cicho śmiejąc się całuje go w czoło.
- -

Oboje wynajęli dla siebie samochody, bo wspólnie zdecydowali że spędzą w Beacon Hills półtora miesiąca. Stiles wybrał coś sportowego, krzykliwego i Lydia wzięła to samo. Pewnie wydali na to za dużo, ale są młodzi więc mogą. Ucałował ją w policzek i obiecał że zjedzą jutro razem kolację,a potem odjechała z piskiem opon. Stiles siedzi w samochodzie dłuższą chwilę, nim zapali silnik.Kiedy jest juz w Beacon Hills nie jedzie od razu do swojego domu,jeździ bez celu kilkanaście minut.Drogi są znane,jednak nie tak mu bliskie jak jeszcze kilka lat temu.

Kiedy wjeżdża na podjazd ,w budynku nie palą się żadne światła. Używa swego klucza i wchodzi do środka. Na lodówce zauważa kartkę mówiącą ,że jego tata dostał pilne wezwanie do pracy i wróci późno. PS.Lodówka jest pełna :) Czyta głośno.

"Świetnie." Szepcze odwracając ja i pisząc ,że położył się spać.

Cofnął się do samochodu po torbę i zaniósł ją na górę.Pada na łóżko i nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jest wyczerpany gdy odpływa niepostrzeżenie.

Gdy obudził się rano, idzie na dół by spotkać w kuchni swego tatę.

I Dereka.

Odwraca się na pięcie i wraca w strone schodów.

"Stiles" woła za nim jego ojciec. Chłopak wzdycha wchodząc od niechcenia do kuchni.

"Tato" Wita się, odchrząkując. Derek patrzy w dół na coś co wygląda na teczkę z aktami sprawy.Jest ubrany w...Whoa.Jest ubrany w mundur zastępcy Szeryfa. Stiles prawie dławi sie powietrzem. "Zastępca H-Hale" mówi słabo, nie wierząc we własne słowa i to co widzi.

Derek spogląda na niego i wygląda na rozbawionego.

"Przekonałem Dereka by zrobił kilka testów cywilnych i ten na Oficera."Szeryf mówi cicho, jakby niepewnie.

"Widzę." Odpowiada równie cicho" Ja um- Muszę gdzieś zadzwonić." Wskazał kciukiem za siebie ."A wy, pracujcie?Dalej...? Ja tylko zadzwonię" Wybiega z kuchni, do swego pokoju.

Na górze, w pośpiechu wybiera numer Lydii nie mogąc się doczekać aż odbierze.
"Stiles,jesteś w domu od dwunastu godzin. Co może Cię już dręczyć?" Słyszy jej głos

"Wiedziałaś?" Syczy do telefonu

Pauzuje, a potem mówi." Nie nawidzę się przyznawać że nie mam o czymś pojęcia, bo to się rzadko zdarza,ale tu mnie masz Stiles. Zaskoczyłeś mnie. O czym powinnam wiedzieć?"

"Zastępca Hale" Wypluwa

"Zastępca Hale?" Pyta niedowierzając" O czym ty mówisz?"

Słyszy jakieś szepty po drugiej stronie słuchawki i Lydia syczy na tamtą osobę.

"Nie" Krzyczy chłopak."Nie"

"Oh Stiles oszczędź wszystkim dramatyzmu." Mówi i Stiles jest pewien że przewraca oczami.

"Ty i- Ja- Chyba sobie ze mnie żartujesz!Wszystko było, specjalnie?Ty-Ja.Isaac. I Derek. Jezu Chryste." Skamle trzymając się za głowę.

"Derek jest zastępcą twojego ojca, i jakie to ma znaczenie? Skończyłeś z nim. To mi własnie powiedziałeś kiedy wracaliśmy do Bostonu." Westchnęła.

"Kłamałem"

"Chcesz żebym przyjechała i skopała Derekowi tyłek?Allbo żebym powtórzyła to co zawsze Ci mówię?"

"Powtórz to co zawsze" Jęczy

"Derek na Ciebie nie zasługuje. Ale z jakiegoś powodu nadal go kochasz. Czy myślę,że spieprzył? Tak. Powinien Ci powiedzieć,że wiecej dla niego znaczysz. Powinien używać słów, niż zachowywać się jak emocjonalnie zahamowany trzylatek. Ale przecież nie wybieramy partnerów bo nie wiedzą jak dobrać słowa." Ktoś rzuca oburzone Hej po stronie Lydi i Stiles prycha. "Słuchaj to zależy od Ciebie, tylko od Ciebie. To czy mu wybaczysz. Czy dasz mu jeszcze jedną szansę. Ja i tak zawsze będę po twojej stronie."

"Wiem" Szepcze

"Ale Stiles" Waha się "Jesteśmy już dorośli. Uciekanie od problemów ,ignorowanie ich działa tylko tak długo,jak tego chcesz. Nie nienawidzę Beacon Hills, chyba nigdy tego nie czułam"

Chłopak zastanawia się chwile nad tym co powiedzieć. "Ja też" mówi poprostu.

Lydia się śmieje" Idź naprawić swoje życie Stiles, masz na to miesiąc." Rozłączyła sie i Stilinski stał na środku pokoju gapiąc się tępo w ścianę a potem zakłada na siebie koszulkę i zbiega do kuchni.

"Kto chce jajka?" Klaszcze w dłonie.

"Sadzone z obu stron." Jego tata mówi automatycznie, patrząc pełny nadziei na syna "Z bekonem?" Na co Stiles robi niezadowoloną minę.

"Cztery kawałki, chyba że to indyk. Wtedy możesz sześć"

"Cztery" Narzeka gdy Stiles wyciąga wszystko i zaczyna gotować. Kiedy skończył podał talerz ojcu i zawahał się.

"Wciąż lubisz jajecznicę oficerze Hale?"Pyta nienawidząc jak ponętnie brzmi 'oficer Hale'.

"Możesz do mnie mówić Derek" Mówi rozbawionym głosem. "Jak zwykle"

"Teraz masz tytuł,i należy ci się szacunek" Mówi lekko" Jajecznica czy nie?" jego głos przerodził się w nieco uszczypliwy ton.

 "Dzięki.Jadłem już."

"Mam nadzieję ,że nie były to króliczki" burczy pod nosem. Odwraca się by przygotować coś dla siebie i kątem oka zauważa jak jego ojciec próbuje nie wybuchnąć śmiechem.

"Wrócę pod wieczór, mamy z Derekiem podejrzane ataki zwierząt do sprawdzenia kawałek pod miastem."

"Podejrzany atak zwierząt...Nienormalnych podejrzanych zwierząt?Pół-zwierząt?" Pyta odwracając jajka na patelni i posypując je odrobiną soli.

"Nie szukaj kłopotów." Warczy ostrym głosem Derek.

Chłopak odwraca się wpół mrużąc oczy." Po pierwsze nie jesteś moim szefem,więc wypchaj się trocinami. Po drugie,jak już wcześniej mówiłem gówno obchodzą mnie związane z twoją watahą i supernaturalnymi potworami- rzeczy." Jego serce przyśpieszyło bicia i Derek sam zmrużył oczy wpatrując się w niego, ale nie wydał mu jego kłamstwa.

"Myślę, że zadzwonię dzisiaj po Dannego" Mówi.

Derek wstaje nagle i wychodzi szybko z domu.

Szeryf pogwizduje." To było wredne, Stiles"

Ale przecież on o tym doskonale wie.
- -

Nie zadzwonił do Dannego. Miał racje mówiąc ,że lepiej grają jako przyjaciele, mimo że seks z nim był naprawde dobry. Siedział w swoim pokoju ,wpatrując się jak pierwsze płatki śniegu ledwo opiewają ostrzyżony trawnik jego ojca. Zastanawiał się jak jest teraz w Bostonie, zeszłego roku o tej porze były już trzy metrowe zaspy, a kiedy wyszedł z domu bez szalika nasuniętego na nos musiał go ogrzewać przez godzinę. Tutaj śnieg by prawie widoczny,a zimno nie jest tak ostre i mroźne. Sąsiednie domy rozbłyskiwały od świątecznych lampek, każdy trzymał przybraną choinkę przy oknie, tak by przejeżdżające samochody mogły je podziwiać.

Dom Szeryfa był ciemny. Stiles domyślił się ,że jego tata nie miał wielu powodów by dekorować go przez te ostatnie lata, a teraz może czekał by Stiles wrócił do domu i zrobią to razem. Zdecydował że wyciągnie teraz wszystkie potrzebne rzeczy. Szybko ale skutecznie wysprzątał dom i udał się na strych wyciągając kartony na dół. Wkrótce ozdoby choinkowe i lampki stały w pudełkach rozproszone po salonie.

Potrzebują choinki.

Jego tata nie wróci pewnie przed północą, więc zadzwonił do Scotta." Chcesz bym ci pomógł w...Czym? Spytał

"Przywieźć choinkę.Jeżeli nie jesteście z Allison zajęci." Wzruszył ramionami, choć Scott i tak nie mógł go zobaczyc.

"Nie, nie,jasne że Ci pomogę." Zapewnił go z wyczuwalna ulgą w głosie."Myślałem że dzwonisz by mnie zjebać"

"Za co niby?" Pyta tępo, i słyszy jak Scott wzdycha do słuchawki.

"Za Dereka"

"Oh" I dobija go fakt ,że wszyscy musieli w tym uczestniczyć." Oficer Hale" Scott buchnął śmiechem na całej lini i wywołał uśmiech u przyjaciela.

"Sprawiłeś że to brzmi tak...Człowieku" mówi całkowicie przestając się śmiać." Zgaduję ,że źle."

"Byłbym zły na Ciebie gdybyś nie powiedział mi o tym tylko ominął całkowicie temat Dereka"

"Myślałem,że to drażliwy temat"Rzekł ponuro

"Ta, wracając. Co z tą choinką?"

"Jasna sprawa. Może zadzwonie do Isaac'a i pojedziemy tam razem?"

"Jesteś pewien ,że chcesz go odciągać od Lydi?"

"On kocha święta. Będzie chciał przyjść,zaufaj mi."



Tak właśnie Stiles znalazł się w pick-up'ie Scott'a ponownie z Isaackiem na tylnim siedzeniu, szczęście rozświetlało jego twarz,a uśmiech którego nie mógł zetrzeć rozpościerał się mu od ucha do ucha. Spochmurniał gdy Isaac do nich dołączył.

"Hej Scott, Stiles" Przywitał się

"Isaac" Skinął głową " Jak się masz?"

"Dobrze.Bardzo dobrze."Rzekł radośnie "Plus teraz kupujemy następną choinkę, będziemy mogli pomóc Ci ją ubrać?" Pyta a Stiles odwraca się do niego zaskoczony.

"Uh"

I wyraz twarzy chłopaka gaśnie w sekundzie.

"Nie,nie." Szybko go uspokaja "Jasne,że możesz pomóc ją dekorować. Napisz do Lydi,niech przyjedzie. Scott ty zaproś Allison. Jak będziemy mieć choinkę, zatrzymajmy się w sklepie,będę potrzebował kilku rzeczy by zrobić gorącą czekoladę."

"I twoje ciasteczka?" Mówi pełnym nadziei głosem

"Oczywiście" Wzdycha.

Spędzają około dwudziestu minut, gapiąc się na drzewko które Stiles uważa za idealne, a potem Scott podnosi je i wraz z Isaackiem przymocowują go do samochodu twierdząc ,że nie potrzebują pomocy Stilinskiego. Kiedy skończyli Scott zatrzymał się pod spożywczakiem i Stles mógł wziąć wszystko czego potrzebował do zrobienia gorącej czekolady i ciasteczek z masła orzechowego i czekolady.

Szeryf spotkał ich piekących w kuchni, Allison i Lydia rozmawiały stojąc przy piecu gdzie czekały by wyjąć pierwszą porcję ciastek i nałożyć na nie czekoladę,nim znów wstawią je do piekarnika. Stiles mieszał masło orzechowe dodając cukier i jajka ,Isaac obierał czekoladki z papierków a Scott latał pomagając Stilesowi i podjadając słodycze Isaacowi.

"Przebież się" Nakazał ojcu .Szeryf uniósł brew i Stiles uświadomił sobie jak podobni sa do siebie."Idź, mamy dom do udekorowania, ciastka niedługo będą,ale najpierw kolacja."

"Zostają?" Pyta patrząc na paczkę ludzi w jego kuchni.

"Oczywiście że tak" Rzuca w niego pełne niedowierzania spojrzenie" Nie zaprosiłem ich tylko po to by pomogli przygotować kolację, i ciastka i ne mogli ich nawet spróbować. Każdy kocha moja grzybową z makaronem."

"Tylko ja właśnie-" Tylne drzwi sie otwierają i Derek wchodzi do domu."Uh" Szeryf odchrząknął.

Nastała długa cisza przerywana tylko tykaniem zegara. "Hm" Lydia prycha na Dereka lekceważąco nim otwiera drzwiczki wyciąga blachę i łapiąc za miskę wciska każdą czekoladkę na ciasto niemal brutalnie. Allison patrzy ostatni raz na Stilesa i Dereka,i bierze sie za pomoc.

Isaac bierze paczkę czekoladek, i znika z nią w salonie.Scott wstaje,robiąc krok w strone Stiles'a, jakby tym razem nie chciał być źle zrozumiany.Stiles wiedział,że tam w środku Scott zawsze był i będzie po jego stronie,nawet jeśli czasem robił coś źle. Scott nie jest głupi- jest zaślepiony potrzebą trzymania wszystkich których kocha w poczuciu bezpieczeństwa, i myślal,że gdy pozwoli mu odejść Stiles będzie bezpieczny i szczęśliwy. Nauczył się akceptować to przez ostatnich kilka miesięcy, rozmawiając ze Scottem i wysłuchując jego nawracających przeprosin- on sam winien był mu ich kilka.

Stiles patrzy na Dereka przez chwilę nim prycha prawie tak lekceważąco i wraca do mieszania swojej zupy."Zastępco Hale" Warczy "Masz szczęście ,że ta zupa potrafi wykarmić wielu".

"Mogę wyjść" Mówi do jego ojca

Patrzy na niego niepewny,przez chwilę. Pokręcił głową."Nie ma potrzeby .Jeśli Stiles nagotował wystarczająco dużo, zostajesz i będziesz pomagał przy dekoracjach" Ostrzegł go.

"Napisaliście do Eriki,jak prosiłem?" Stiles trąca Allison a ta kiwa głową.

"Jest w drodze"

Dzwonek rozbrzmiał przy drzwiach pięć minut później i blondynka pojawiła się w kuchni zarzucając mu ręce na szyje, przytulając i całując w policzek." Tęskniłam za twoimi ciastkami" Mówi.

"Tak,tak" zrzędzi,ale prawda jest taka że czuje się szczęśliwy.Są ludzie których tam dzisiaj nie ma- nie mogli być,albo nie chcą- ale w większości, każdy z przyjaciół Stilesa tam jest i on lubi to uczucie wspólnoty.

Scott ustawił stół i Stiles podszedł do ojca a potem do Dereka,nalewając im na talerz zupy."Bohaterowie miasta pierwsi". Szeryf przewraca oczami. Derek sztywnieje. Gdy każdy ma już co jeść Stiles siada i życzy im smacznego. I jest zupełnie jak w scenach z filmów, bo dwójka ludzkich mężczyzn dorównuje szybkościom wilkołakom, jakby organizowali wyścig. Allison, Lydia i Erika patrzą na nich z niesmakiem jedząc własny posiłek.

Najedzeni rozmawiają, chodź Derek się nie odzywa. Isaac pyta o te dziwne ataki zwierząt.

"Okazało się,że to po prostu niedzwiedz który wybudził się i szuka pożywienia.Nie nasza działka"

Stiles nie wstydził się powiedzieć ,że mu ulżyło bo reszta stada czuła tak samo.Nawet Derek.

"Powinniśmy posprzątać w kuchni i wziąć się za dekoracje." Ponaglił Stiles podskakując.

Reszta wieczoru była rozmyta blichtrem, brokatem, wspomnieniami o domowych ozdobach, ciasteczkami, i gorącą czekoladą. Kiedy skończyli było już późno,ale każdy był wyczerpany w ten przyjemny sposób,choinka błyszczała w oknie przyciągając uwagę wszystkich. To Scott patrzy na zegarek i mówi"Jest już dość późno,powinniśmy się zbierać"

Więc Stiles odprowadza wszystkich do drzwi.

"Był super" Scott mówi przytulając go mocno.

"Było świetnie, dzięki"

"Powinniśmy to powtórzyć,może zrobimy imprezę świąteczną? All i ja robimy Wigilię u mojej mamy.Możesz wpaść z twoim tatą."

"Może" Przytaknął "Pani Martin też nas zapraszała"

"To ona gotuje?" Scott ze zdziwienia otwiera buzię

"Okazuje się że moja matka jest doskonałym kucharzem, McCall" Beszta go biorąc własny płaszcz.

Patrzy przez moment w brązowe oczy Stiles'a.

"Wporządku?"

"Jasne, czemu nie?"

"Sam wiesz czemu" Mówi gładząc go po policzku. Isaac przytula go biorąc Lydie za rękę i wychodzą.

Stiles zamyka drzwi za wszystkimi i opiera sie o nie głową oddychając głęboko.

"Oh Przepraszam."

Chłopak odwraca się znajdując zastygłego Dereka w swojej kurtce, wpatrującego się w niego. Wypuszcza westchnienie. "Spoko" mruczy odsuwając się od drzwi i chcąc odejść od Dereka. Lecz mężczyzna chwyta go za rękę nim może uciec.

"Stiles" Mówi a jego głos brzmi mocno.

"Oficerze" Derek zaciska palce na skórze chłopaka.

"Proszę, nie nazywaj mnie tak."

"To, to kim jesteś, prawda?" Pyta wyrywając się" Powiedziałeś mojemu tacie o wilkołakach tylko,żeby był Ci przychylny,miałeś nadzieję na tą pracę kiedy to robiłeś?Czego chciałeś Derek?Masz to teraz?"

Mężczyzna wyglądał na zranionego.

"Zrobiłem to dla Ciebie,Stiles .Nie chciałem być po niczyjej stronie,prócz twojej. Nie liczyłem na nic,prócz przebaczenia, bo myślałem że może masz mi za złe,że nie możesz opowiedzieć o tym swojemu tacie. Chciałem Ciebie, i nie. Nie mam tego czego chcę."

Chłopak patrzy na niego."Nigdy ne miałem ci nic za złe,prócz tego,że pozwoliłeś mi odejść." Mówi wreszcie "Chciałem żebyś mnie zatrzymał, i nie zrobiłeś tego.Jakieś słowa podczas seksu nie były tym czego chciałem. Chciałem tandety, byś wyrwał mi ubranie kiedy się pakowałem i powiedział dlaczego nie mogę wyjechać.Chciałem żebyś spojrzał mi w oczy na lotnisku i powiedział że mnie kochasz.Chciałem żebyś- Boże,Derek. Chciałem żebyś prosił bym został.To tak dużo?"

Przetarł swą twarz czując wypływające spod powiek łzy.

"Przykro mi"

"Takk" mówi słabo" Jak nam wszystkim"

D
erek wyciągnął dłoń i przejechał palcem po policzku chłopaka, nim delikatnie objął jego twarz w obie ręce. Ten patrzy na niego, pociągając nosem jak nastoletnia dziewczynka, i stara się nie płakać  albo go nie pocałować. Spędził tak długi czas będąc złym na niego,że nie wiedział jak to jest czuć coś ponad to. Zawsze chciał go pocałować, to uczucie zawsze tam było, pod powierzchnią, głęboko, zawsze było silniejsze gdy Derek był blisko,ale teraz stało się odurzające. I Stiles ma wciąż zbyt dużo gniewu w sobie by się temu poddać.

"Puść mnie Derek" Mówi i wydaje się jakby to było czymś więcej niz tylko prosbą by zdjął dłonie z jego twarzy ,co właśnie robi.Brzmi jakby Stiles pytał go by został, albo już więcej nie przychodził, Stiles nie jest pewien.

Więc Hale wychodzi i chłopak gapi się na solidne drewniane drzwi, jakby to mogło sprawić że Derek wróci, albo pomoże mu to znaleźć odpowiedź. A potem idzie na górę i płacze. To jest wporządkuu, bo nie jest złym płaczem lub nastoletnim dziewczęcym płaczem Bo Stiles uwalnia się od wszystkich stłumionych emocji które zawsze go dręczyły.
- -

Boże Narodzenie zakradło się do nich. To wcale nie tak,że Stiles ich nie oczekiwał. Cieszył się poprostu czasem spędzonym z ojcem, kiedy robił mu śniadanie, oglądali wspólnie mecze piłki nożnej i filmy które kochali. Między czasem spędzonym z ojcem i zakupami na święta  Stiles spędzał go z przyjaciółmi. Pomagał wybierać Isaacowi prezent dla Lydii , Scottowi dla Allison,i biegał z dziewczynami po prezenty dla chłopaków. Długo zastanawiał się nad prezentem dla Dereka , mimo że nie potrafił powiedzieć czym są w tej chwili.

Znalazł odpowiedź wpadając na szary kaszmirowy sweter, który wyglądał idealnie i był stworzony dla Dereka.Stiles wraca do sklepu, kupuje go i zapakowany w papier wiezie go ze sobą do domu.To nie jest przecież na tyle osobiste, i zapewne nie jest też bezosobowe. Domyśla się,że to ukazuje jak rozmyślał o nim podczas zakupów,choć w nie całkiem poważny sposób.

Nie widział go od tej nocy kiedy ubierali choinkę, ale całe stado organizowało kolację z prezentami i zaprosili na nią również Lydię i Stiles'a.Na którą chłopak nie miał prawa się nie zgodzić.

Kiedy trzymał w dłoni prezent dla Dereka, nie mógł powstrzymac się i zaczął myśleć jak szybko minęły mu te pięć samotnych lat., i jak bardzo pragnie czegoś innego. Pragnie Dereka.Więc porywa z biurka kartkę i długopis bazgroli na niej coś i wkłada ją pod papier który poźniej starannie zakleja.

Zbiera wszystkie swoje prezenty i upycha je na tyle swego wynajętego samochodu,a potem udaje się do restauracji w której wszyscy mają się spotkać.

Kolacja poszła dobrze, Stiles i Derek siedzieli po przeciwległych końcach stołu.Rozmawiali i śmiali się, i nawet Lydia powstrzymała się od niegrzecznych komentarzy względem wyboru Jacksona który pojechał na święta z rodzicami do Aspen by tylko jej nie spotkać. Danny też tam był, i Stiles zauważył że siedział na drugim końcu stołu, znacznie bliżej Dereka. I ten wpatrywał się na niego,gdy chłopak uśmiechnął się uświadamiając sobie,że to sprawa Alfy.

W domu Hale'a wymienili się prezentami i po uśmiechach wszystkich, Stiles wywnioskował że w tym roku trafił z prezentami. Zawsze kupował coś dla Scott'a nawet wtedy gdy nie rozmawiali ze sobą. Minął czas, gdy kupował prezenty tylko dla Lydi i swojego taty.

Kiedy wszyscy wyszli, i Stiles również się zbierał, postanowił dać Derekowi jego prezent.Wyciągnął pudełko spod swojej kurtki ."Nie byłem pewny" Wzruszył ramionami "Nie oczekuję że dasz mi coś w zamian, nie o to chodzi. Nie mogłem dać ci tego przy wszystkich.Bo zjedli by cię za to że nic dla mnie nie masz. Czy coś." Podsunął ją Derekowi.

Który wyglądał na zaskoczonego "Dzięki." Mówi zgrzytliwym głosem.

Zaczął go rozpakowywać i Stiles mu przerwał."Otwórz go później.Może w Bożo Narodzeniowy poranek? Utrzymaj świąteczną magię?"
Mężczyzna mruga na niego" Dobrze" mówi w końcu.

"Okej" Kiwa głową."Dozobaczenia"

Trzyma rękę na klamce, odwraca się z wahaniem i mówi łagodnym głosem:" Wesołych Świąt, Derek" a potem ucieka do samochodu.
- -

Stiles i jego tata wręczyli sobie prezenty następnego ranka i podzielili dzień między rodzinę Martin'ów i McCallów. Mama Scotta przytuliła go i klepnęła złośliwie mówiąc że jeśli jeszcze raz wykręci numer z nie odzywaniem się do niej pożałuje tego więc Stiles obiecał że będzie częściej dzwonił.

Rozmawiali i śmiali się a Szeryf i pani McCall dokuczali swoim synom wspominając jacy byli w przedszkolu i podstawówce.Allison radośnie śmiała się dowiadując się nieco więcej o okresie dzieciństwa swego męża.Pod koniec wieczoru pani McCall wysłała ich z tobołami jedzenia i pożegnała przytulając.

"Wracasz do Bostonu przed nowym rokiem?"Szeryf spytał Stilesa,kiedy siedzieli w salonie wpatrując się w mrugające kolorowo lampki na choinca.

"Może" Mówi słabo"Nowy semestr zaczyna się piątego.Dobrze byłoby wrócić wcześniej,rozpakować się w spokoju."

"Tak"
Kiwa rozumiejąco głową, i siedzą w milczeniu.

"Czy to dziwne że- ja- wolałbym zostać tutaj?" Pyta niespokojnie. Szeryf podnosi głowę a jego usta wykrzywiają się w dziwnym uśmiechu.

"Nie" Mówi" To nie jest wcale dziwne"

Stiles myśli,że tak skończy się ten wieczór. Przytula swojego tatę i życzy mu dobrej nocy, nim kieruje się do swojego pokoju .Przebiera się w piżamę i włącza swój mało używany telewizor by obejrzeć po raz tysięczny To wspaniałe życie.Pociąga nosem gdy Mary zostaje starą panną, w tym samym momencie jego okno się otwiera.

Podskakuje przestraszony i nurkuje po chusteczkę.

Wydmuchuje nos i patrzy szeroko otwartymi oczyma na Dereka"Co jest?"

"To" pokazuje mu kartkę papieru

"Uh"

"Co ty- Co do cholery?"

"Ja"

"Nie możesz pisać takich rzeczy,i nie oczekiwać że pojawie się w twoim oknie dzisiejszego wieczoru."

"Nie wiedziałem czy wogóle go otworzysz."
Porusza się niespokojnie. Oczy Dereka błyszczą.

"Dlaczego nie?To od Ciebie"

"Właśnie dlatego"

"Czy ty"
Przełyka ślinę" Naprawde tak myślisz?"

Chłopak spogląda na kartkę a potem na Dereka który podszedł kawałek bliżej. "Nie napisałbym tego,gdybym tak nie myślał." mówi cicho. Derek patrzy na niego kartkę, na odręcznie wypisane Wciąż Cię kocham. i Wybaczam Ci.Proszę wybacz mi. Papier jest pomarszczony jakby Derek cały dzień zaciskał ją w dłoni."Proszę" Stiles mówi i zdaje sobie sprawę,że o to prosił Dereka ostatnim razem gdy byli we dwoje. Pytał go o przebaczenie, pytał czy zostanie, chciał go wtedy, chce go teraz, zawsze będzie go pragnął, miał tylko nadzieję ,że Derek czuje to samo.

"Uwielbiam sweter" Mówi i Stiles zanosi się śmiechem." I też wciąż Cię kocham.Zawsze tak było"

I dzięki Bogu że są po tej samej stronie, bo Stiles byłby rozdarty gdyby Derek powiedział Nie, gdyby wyszedł przez okno zanim by się pocałowali przylegając do siebie.To ten rodzaj szczególnie namiętnych pocałunków, których Stiles nie doświadczał odkąd ostatni raz całował się z Derekiem i Boże cholernie mocno za tym tęsknił.Hale jest rozpalony,ale tym samym strasznie łagodny.Jego dłonie błąkają się nim znajdują ciepłą skórę na biodrach chłopaka, zaciska na nich mocniej palce zostawiając purpurowo - granatowe sińce nim Stiles odrywa się od niego i zaczyna ściągać koszulę Dereka.

I mężczyzna mu na to pozwala.Pozwala mu na wszystko, pocałunki, dotyk, dłonie,palce aż Stiles jest pod nim jęcząc cicho gdy Derek dmucha na jego wejście,a potem wchodzi w niego, dostając się pod jego skórę.Rozbestwiając się w głębi jego mięśni,pod żyłami i porcelanowymi kośćmi.

Stiles zawsze był taki delikatny- taki kruchy- ale ufał Derekowi,teraz i na wieki.

"Derek" dławi się wyginając ciało w łuk,wyrzuca głowę w tył zatapiając ja w poduszkę.
I Derek całuje jego ramiona,trąca nosem miejsce między łopatkami. Stiles chwyta pościel na tyle mocno że zdziera ją z rogów łóżka i czuje jak kilka łez wycieka spod jego powiek miksując przyjemność i wszystkie te przepływające przez niego emocje.

"Stiles" Mężczyzna dławi się i Stiles już wie.

On nie tylko pozwala Derekowi dostać do siebie.Bo przecież zawsze byli sobie pisani,czy los naprawdę musiał z niego zakpić by to zrozumiał? Stiles tak samo zareagował,tak samo zagnieździł się mając Dereka w sobie.Nigdy wcześniej tego nie czuł?
To jasne i chłopak ostro sobie to uświadamia gdy dochodzi,dysząc,przygryzając dolną wargę naciska na Dereka aż ten szczytuje razem z nim.Wciąż trzymając dłonie w tych samych miejscach na biodrach młodego nawet po tym jak zwalnia a potem wychodzi z niego.

Leżeli tam w milczeniu od kilku chwil. Stiles składał krótkie pocałunki na klatce Dereka,jego szyi i żuchwie a ten przeczesywał palcami jego czuprynę.

"Zostań" Stiles szepcze mu w policzek i całuje niechlujnie ciepłe wargi.

Derek uśmiecha się leniwie "Twój tata się dowie" mamrocze

"Będzie taaaaki rozbawiony" Przyznaje głupkowato.

Ojciec Stiles'a śmieje się przez dobre pięć minut gdy Derek pojawia się w kuchni w parze najluźniejszych dresów chłopaka - co z tego,że są równego wzrostu, skoro nogi Dereka są jak pnie starego dębu?- i jego koszulce.
Stiles uśmiecha się i cieszy go zażenowany wyraz twarzy Hale'a.

Derek szykuje się do wyjścia -chce wrócić do domu i przygotować sie do ich wieczornej randki- gdy zastyga i odwraca się w stronę Stiles'a. Stoi na chodniku, płatki sniegu obsypują jego rzęsy i topią się na bladej skórze. Wygląda pięknie jak zawsze, gdy rzuca mu podstępny uśmiech ,który niemaz zmiata chłopca na ziemię."Też mam coś dla Ciebie" Mówi doskakując do Stiles'a, wertując po kieszeniach.

Wręcza mu małe pudełko ze zgniecioną kokardą na górze."Otwórz dopiero jak sobie pojade" Mówi ,pochyla się i całuje go w usta, a potem biegnie do samochodu.Stiles patrzy na niego z uczucie, i otwiera pudełko gdy znika za zakrętem.

To prosta ozdoba choinkowa w kształcie wilka owinięta bibułą,zauważa pod nią kartkę. Wyjmuje ją i rozwija.

Zostań,proszę. Czyta uśmiechając się do siebie. Chowa papier w kieszeń i idzie zawiesić wilka na drzewku.

Ma jeszcze lot ,który musi odwołać.

Koniec.


Nie Betowane, więc wszystkie błedy są moje. Ewentualnie kiedyś je poprawię.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Derek Hale i jego paskudnie piękne wszystko!

Czy to możliwe by Derek nie wiedział jaki jest piękny?

Pomyśl nad tym, bo Stiles rozgryzł go w kilka chwil po tym gdy spotkał go w lesie.

To,że Derek jest nie tylko piękny, ale ma też piękne wnętrze. I oczywiście wie jak działa na ludzi.

Dlatego Stiles tak często korzysta z jego urody.

"Ściągnij koszulkę, to Danny nam pomoże"

"Uśmiechnij się do policjantki przy recepcji i odwróć jej uwagę"


I Derek robił wszystko o co Stiles go prosił, nie mając pojęcia dlaczego to działa. Jego zęby nie są przecież tak idealne jak Stiles'a, a kształt jego uszu pozostawia wiele do życzenia. Jasne, wyrzeźbił sobie ciało, ale to tylko fajny dodatek bo przy następnym starciu z nadprzyrodzonym ścierwem mogą nie przeżyć - jeśli teraz by sobie odpuścił. Nie krzyczy przecież "Spójrz na moje seksowne ciało" tylko dba o to, co zagwarantuje mu przetrwanie.