Translate

niedziela, 21 lipca 2013

Długodystansowiec miłosny

Stiles i Cora byli przyjaciółmi, bliskimi - zdawali się być już od lat. Nie była to jednak ta sama przyjaźń która łączyła go ze Scottem, ale ich rodzice sie przyjaźnili więc Stiles jako dziecko spędzał dużo czasu krążąc wokół domu Hale'ów. Każdy letni dzień spędzali pod czujnym okiem Laury lub wujka biegając po lesie, czy bawiąc sie w wilki i... teraz doskonale rozumiał dlaczego Cora była w tym taka dobra. Organizowali wspólnie grille i wyprawiali sobie imprezy urodzinowe. Wspomnienia związane z rodziną Hale'ów opisałby tylko jednym słowem - Szczęście.

A potem jego mama zmarła.

I pożar strawił dom Hale'ów.

Teraz było zupełnie inaczej. Ludzie znikali i Stiles był pewien, że nikt nigdy nie bedzie w stanie wypełnić dziury jaką po sobie zostawili. Nikt nie był już taki sam. Peter był kiedyś przyszywanym wujkiem który żartował z tobą i śmiał się do rozpuku. Stiles miał tak wiele miłych wspomnień z Peterem piekącym ciasteczka i dekorującym torty - był w tym geniuszem! Cora była szczęśliwsza, bardziej podekscytowana wszystkim co nowe i mniej skoncentrowana na ciemnych stronach życia. I Stiles mógłby przysiąc, że Derek nigdy wcześniej nie był tak gburowaty, i zamkniety w sobie. Bo to ten uśmiech, który utknął w jego pamieci przyprawiał jego wnętrzności o piruety, nie żeby się do tego publicznie przyznawał, raczej...w ogóle sie nie przyznawał bo przecież nie czuje nic do Dereka.

Chociaż prawda była taka że czuł...
I to bardzo dużo.

Cora dokuczała mu z tego powodu,a on czerwienił sie i zaprzeczał wszystkiemu. Dziewczyna nie byłaby sobą gdyby go nie zignorowała.
"Nie martw się,jak podrośniesz ty i Der zakochacie się w sobie i pobierzecie się.A wtedy będziemy rodziną." Mówiła mu, tak pewnym tonem ,że Stiles pewnego razu powiedział o tym ich rodzicom.

"Lubisz go?" Talia uniosła brew razem z kącikiem jej ust.
"Tak" Kiwnął głową z przekonaniem
"Co z twoimi planami poślubienia Lydii Martin?" Spytała.
"Cóż...Lydia jest idealna tak samo jak Derek i jeśli zwiąże się z nim będziemy rodziną."
"Zastanawiam się, czy Derek wie o swoich nadchodzących zaślubinach"
Michael, ojciec Dereka mruknął rozbawiony, a jego oczy błyszczały w ten sam sposób co oczy jego dzieci.

Oczywiście plany zmieniły się po pożarze, po smierci jedo mamy i po tym jak Derek wraz z Laurą odeszli. Stiles myślał że jego uczucia tak samo odejdą a wspomnienia znikną, lecz gdy stanął w obliczu tego wszystkiego jeszcze raz.... Gdy stawił czoła śmierci Laury, Derekowi, istnieniu wilkołaków i tej niewiarygodnej prawdzie że Cora nadal żyje wszystko powoli do niego wracało.

Nic z tym nie zrobił, bo oczywiście miał ważniejsze rzeczy na głowie, jak : Stado alf, łowcy, kanimowatość Jacksona i okej, bądźmy szczerzy Derek był tak daleko od jego ligi, że to juz nawet nie było śmieszne.
Teraz było już spokojniej. Od miesiecy nie mieli do czynienia z czymkolwiek co mogłoby im zagrozić, stosunki wewnątrz stada też coraz bardziej się zacieśniały.

Więc gdy Stiles odwiedzał nową miejscówkę Dereka większość czasu spędzał z Corą, czasem dzielił go z Isaakiem oglądając filmy i grając na konsoli gdy Scott był w pobliżu. Albo przypatrywał się wilkołaczym treningom, a w szczególności półnagiemu Derekowi, uprzednio upewniając się że sie nie ślini.

Czasem chciał się spotkać tylko z Derekiem, i nikim innym. Tylko on, w swoim naturalnym środowisku, spokojny i zadowolony co raczej ciężko było dostrzec na co dzień.

"Co tu robisz?"
Stiles pogrzebał w swojej torbie i wyjął garść komiksów, machając mu nimi przed nosem. "Przyniosłem troche komiksów dla Cory"
"Czemu?"

I Stiles miał ochotę ugryźć się w stopę,ale tylko zassał wnętrze swojego policzka bo: czy Derek na prawde zawsze musi posyłać mu to spojrzenie które mówi Jestem wielkim złym alfą i cholernie mnie irytujesz ? No,naprawde zuupełnie jakby chciał go zastraszyć.
"Bo przegapiła 6 lat w walce superbohaterów ze złem i...chcę być dobrym przyjacielem?"
Derek patrzył na niego przez chwilę,a potem jego grymas się pogłębił i mięśnie napięły. Zrobił krok w przód na co Stiles instynktownie się cofnął.
"Trzymaj się od niej z daleka."
Stiles popatrzył na starszego mężczyznę mrugając z niedowierzania i zagubienia bo Derek nigdy nie miał problemu z tym, że on i Cora byli przyjaciółmi. Wydawało się że to zaakceptował i nagle...coś skrzypnęło w głowie młodego bo wytrzeszczył oczy i pomachał w zaprzeczeniu rękoma.
"Nienienie,nie, nie, nie jestem...Cora jest moją przyjaciółką. Tylko i wyłącznie. Jest ah..." Przełknął głośno zaschniętą ślinę" Nie jest tym z Hale'ów z którym chciałbym sie umówić"
Derek zamarł na sekundę "Nie sądzisz ,że Peter jest dla Cb trochę za stary?"
"Peter??" Syknął nie mogąc go zrozumieć. Derek naprawde myślał , że gada o Peterze? Serio?

Gdzieś w ciemności cisze przeszyło ciężkie westchnienie, Stiles rzucił spojrzeniem w stronę Peter'a siedzącego na kanapie i nie mógł odeprzeć myśli jak zdziwaczał przez te lata. Poważnie. Bo jak ktokolwiek może być tak cicho -przez tak długo- i jeszcze żyć?

"Jestem zaszczycony że pomyślałeś o mnie, ale niesądze bym był tym z Hale'ów o którego się rozchodzi." Wytknął, a Stiles czuł jak policzki zalewają mu się rumieńcem z zakłopotania.
"Chcesz się ze mną umówić." Warknął Derek wpatrując się w nastolatka.

To zdecydowanie nie było pytanie lecz Stiles przyłapał się na tym że gwałtownie kiwa głową, z dziwacznym uśmiechem na twarzy. Cisza się przeciągała, nikt nic nie mówił i Derek tylko wpatrywał się w niego. Stiles natomiast czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Nie powinien nic mówić, nie powinien pozwolić by Peter się odezwał. Bo przecież nigdy nie spodziewał się, że Derek będzie czuł to samo, ale kurwa, milczenie było gorsze niż gdyby rzeczywiście coś mówił. Zupełnie jakby nie był wart słów odrzucenia.

Pochylił głowe i rzekł "Dobra, więc zostawie je tutaj dla Cory" Położył komiksy ostrożnie na wierzchu starego stolika." I zostawię was tak szybko jak to możliwe i wszyscy zapomnimy że totalnie się zbłaźniłem. Więc, tak do zobaczyska na coniedzielnym spotkaniu watahy." Machnął niedbale ręką i odwrócił się ewakuując się z tamtej okolicy by zaszyć się we własnym pokoju na nastepne kilka dni tarzając się we własnych upokorzeniach i żałosnej litości.

"Do zobaczenia w piątek" Poprawił go Derek
Stiles zatrzymał sie i przechylił głowę zmieszany "Co?"
"Piątek.Przyjadę po Cb o szóstej. Możemy pójść na jakieś Tajskie jedzenie"
Wyjaśnił
"Tajskie jedzenie?" Powtórzył tępo.
Derek uniósł brew "Podobno je lubisz?"
"Uhh,tak?"
"Więc zostaje.Może być?Piątek?"
"Yyy tak,tak, to- czekaj,chwila, chcesz ze mną wyjść."
Stwierdził, i Stiles naprawde potrzebował usłyszeć potwierdzenia bo jeśli źle zrozumiał? Boże, co jeśli to jest żart?
"Doskonałe umiejętności dedukcji, Sherlocku" Derek przewrócił oczami
"Nie śmiej się" Fuknął "Ty...tak na serio?"
"Tak Stiles,chce z Tobą wyjść.Tego właśnie chciałeś,co nie?"
"Tak,no ale czy ty tego chcesz?"
"Czemu miałbym zapraszać Cię na randkę gdybym wcale nie miał na to ochoty?"
"Nie wiem, może zrobiło Ci się mnie żal,czy coś"
"Stiles, nigdy nie jest mi Cb żal, może twojego taty troche..."
"Hej!"
"Wszystkich, ale nie Cb.Nie pytałbym gdybym tego nie chciał,okej?"
"Ok"
"Okej.Fajnie.Więc piątek pasuje?
"Tak,jak najbardziej."
"To dozobaczenia w piątek"
"Piątek, huh
"

Stiles skinął głową i odwrócił sie szybko by ukryć uśmiech który bezczelnie wkradał sie na jego twarz.

Peter obserwował tą dwójkę i wypuścił będąc w połowie zirytowanym w połowie rozbawionym- westchnienie, kręcąc głową.
"Nie wiem nawet od czego z wami zacząć"

_____________________
Ta-daaa!
Miałam problem z tytułem,więc proszę o wyrozumiałość.
Btw.Un-beta = wszystkie błędy są moje.
Zwykle tego tu nie robię,ale dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście najlepsi :] 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Cerebral haemorrhage



"Stiles?! Stiles?! Wszystko w porządku?"
Chłopak skrzywił się lekko "Jasne, jest wspaniale."

"Nie kłam,coś Cię boli"

"Dobra,może i mnie boli, ale wcale nie polepszasz mojego stanu. Ba,nawet go pogarszasz. Więc, bądź tak łaskaw i poprostu się zamknij.
" Stiles wstał od biurka, po czym przeniósł się na łóżko, opadając na nie delikatnie. Schował głowę w poduszkę i zawinął się w koc, stając się ludzkim burito.Derek osiadł na skraju posłania, mierzwiąc delikatnie włosy młodszego chłopaka. "Co się stało?" Mruknął cicho.

"Mam migrenę, jedną z tych podczas których chciałbyś wgnieść sobie pięści w czaszkę i... Mnie to zabija" Wyjaśnił, mrucząc pod nosem gdy jego ciało co chwila zalewały fale zimna i gorąca. Nie znosił tego co robiły z nim tabletki, ale jeśli miało mu to pomóc w przezwyciężeniu migreny, mógł się poświęcić.

Derek delikatnie masował skórę jego głowy,starając się złagodzić ból, który Stiles musiał czuć. Kilka żył na jego dłoni napęczniało i zabarwiło się na brunatno. Kolejna ze sztuczek papy Hale'a… Stiles jęknął z uznaniem, doceniając jego starania, które oczyściły go z głębokiego bólu. "Stary, to było niesamowite." Wybełkotał, przesuwając się bliżej Dereka. Jego powieki opadały coraz niżej, dzięki lekom, które układały go do snu.

Hale wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, patrząc jak Stiles przygotowuje się do snu. Derek skupił się by zabrać jeszcze więcej powracającego bólu, gdy nagle go to uderzyło. Zastanawiał się jak to możliwe, że Stiles do tej pory nie zemdlał albo nie zwariował z bólu, który odczuwał , ponieważ to od czego Derek właśnie go uwolnił było dla niego nie do zniesienia. Zadowolony, że Stiles głęboko śpi, zrzucił buty w kąt pokoju i powiesił kurtkę na krześle.

Przyciągnął Stiles'a z powrotem do siebie, wsunął się do łóżka, upewniając, że chłopak przez cały czas się na nim opierał i czuł się przy tym komfortowo. Przez pewien czas głaskał go po głowie, aby Stiles zrelaksował się jeszcze bardziej, gdy stracił niektóre z nękających go nawet we śnie napięć.

Czując bezpieczeństwo i spokój jak nigdy dotąd, Derek musnął kark Stilesa zanim odpłynął w objęcia Morfeusza , dołączając do chłopca.

Wiedząc, że Stiles cierpi z powodu migreny, John, gdy wrócił do domu, postanowił sprawdzić jak chłopak się miewał. Uśmiechnął się lekko na to, co zobaczył: Derek opleciony wokół Stiles'a, Derek chroniący jego syna, który wydawał się być tak bardzo zrelaksowany i spokojny, że musiał zostać tam chwilkę, aby upoić się tym widokiem.

Szeryf zdążył się już przyzwyczaić, ale relacja miedzy tym dwojgiem miała w sobie więcej miłości, niż większość związków, które spotykał od dawna. Oboje zaciekle chronili i opiekowali się sobą. Nie afiszowali się zbytnio ze swoim związkiem, lecz bynajmniej nie stronili od ukradkowych spojrzeń, szybkich pocałunków, czy uśmiechów. Nie było idealnie, jednak wiedzieli, że daje im to wystarczająco dużo szczęścia i brali go garściami.

Stiles wybudził się ze snu z cudownie czystym umysłem. Po migrenie nie było śladu. Uśmiechnął się, czując jak ogromna ręka Dereka przyciąga go jeszcze bliżej siebie. Stiles splótł ich palce razem i złożył delikatny pocałunek na dłoni ukochanego. Był niezmiernie szczęśliwy, że może leżeć w spokoju obok mężczyzny którego kocha.
____________
Mały Sterekowy drabbl napisany w przychodni czekając na swoją kolej po tabletki na cholerną migrenę.
zBetowany przez kochaną Ritę